Czasem zapada straszna noc, głucha, upiorna...
Noc beznadziejna, sina i grozą potworna...
Świat odrętwiały ciszy bezdusznej milczeniem
Śpi pod snów ołowianych tłoczącym brzemieniem...
Gwiazdy w górze lśnią martwe i zimne boleśnie,
Księżyc jak biała bryła lodu skostniał we śnie...
Czasem zapada straszna noc, upiorna, głucha...
W noc taką jęk topielic z toni rzek wybucha;
Rosa w kwiatach w jad zmienia swą ożywczą siłę
I kwiaty więdną, chorą trucizną opiłe;
Kruk kamienną, grobową ciszą przerażony
I trupim blaskiem nocy w śpiących lasów strony
Porywa się i czarnym skrzydłem załopoce,
I leci skryć się w ciemną gąszcz... O, straszne noce...
A bladzi ludzie w taką noc o śmierci roją,
A ci, co marzą, silniej drżącą dłonią swoją
Cisną serce tętniące w piersi nazbyt głośno;
Ci, co wiedzą, że dzisiaj snem cichym nie posną,
I czoło rozpalone wspierają na dłoni,
Czują rosę zimnego potu na swej skroni;
Ci, którym duszę ciemna krwawa zbrodnia plami,
Z posiwiałymi ze snu budzą się włosami...
Głodne psy wyją włócząc się zgrają tułaczą,
A małe dzieci strachów się boją i płaczą...
Gdzieś w ciepłej izbie ludzie siedzą przy kominie:
Nikt nie waży się przerwać milczenia, jedynie
Matka oczy na ścianę. obróci bezwiednie,
Spojrzy i szepnie: "Zegar stanął", i poblednie,
I wszyscy zimnym dreszczem wstrząsnęli się trwożnie,
A dziewczęta poczęły się żegnać pobożnie...
W noc taką gdzieś starucha dźwiga się z barłogu
Chora i drży, czy śmierć już nie stoi u progu,
I trwożna, chce odegnać bliską chwilę zgonu,
I zamawia chorobę czarem zabobonu.
W taką noc matkę słabą, wynędzniałą, głodną
Czarne rozpacze pędzą ponad topiel wodną:
Z rozwianym włosem, z dziećmi ponad wodą kroczy
I płaczącym biedactwom zawiązuje oczy
Błądzi po stromym brzegu w północnej pomroce
Szukając głębi... Straszne, beznadziejne noce...
A gdy dzień wyrwie ludzi z nocnych mąk otchłani,
Budzą się smutni, chodzą bladzi, obłąkani,
Jak gdyby jakimś ciężkim przytłoczeni ciosem,
I słuchają złych wieśxi szeptanych półgłosem:
Że chłop ślepego ojca udusił pod lasem,
Aby dobytek jego zagarnąć przed czasem;
Że śmierć była tej nocy u pięknej dziewczyny,
Co wiła sobie wianek dziś na zaślubiny;
Że niewiasta, co Boga prosiła gorąco
Długie bezdzietne lata o płodność rodzącą
Aż w końcu się poczuła matką, wysłuchana,
Powiła płód nieżywy... Nie zbłagała Pana...
Czasem zapada straszna noc, potworna, głucha...
Strwożeni, słabi starce z tchem oddają ducha...
Nikt nie klnie, bo się korzy przed Nieznanym z trwogą -
Nie modli się, by nie kląć skargą nieprzytomną,
I tylko gwiazdy modlą się ciszą ogromną...
O, że się jasne gwiazdy wtedy modlić mogą!...
.............................................
O co się zimne gwiazdy wtedy modlić mogą...