Płoń moja gwiazdo na rubieżach,
Nie spadaj, chłodnym lśnij płomieniem.
Już serce żywe nie uderza
Za tem cmentarnem ogrodzeniem.
Sierpniem i żytem lśnisz jaskrawie
I w ciszy pól, w twym blasku złotym,
Tak rozpaczliwie drżą żurawie,
Przed opóznionym swym odlotem.
I gdy się pilniej wsłucham w ciszę,
Gdzieś spoza wzgórza, spoza gaju,
Znów pieśń o moim domu słyszę,
Pieśń o rodzinnym moim kraju.
I jesień, której chłód zasmucił
W żywicę zubożone drzewa,
Za tych, com kochał i porzucił,
Na piasek liścmi łzy wylewa.
Niedługo już, wiem dobrze o tem –
A z czyjej winy, nikt nie zgadnie –
Tu, pod żałobnym, niskim płotem
Tak samo leżeć mi wypadnie.
Zgaśnie we mnie płomień Boży,
W proch się obróci moje serce,
Przyjaciel szary głaz położy,
A na nim da wesoły werset.
Lecz pogrzebowym zdjęty smutkiem
Ja bym ułożył takie słowa:
“Jak pijak kocha szynk i wódkę,
Tak on ojczyznę swą miłował”.
1925
Przełożył Jan Brzechwa.