Wśród gęstych kłębów dymu papierosowego
W dusznym barze przy najciemniejszej miasta ulicy
Rozbrzmiewają dźwięki instrumentu indyjskiego
Muzyk stroi sitar szukając zrozumienia w obcej źrenicy
Leci z beczki kolejny browar w spienionym strumieniu
Wszyscy rozmawiają pod sceną tworząc rząd kolisty
I słychać już pierwsze akordy ułożone w brzmienia
To varnam nastraja instrument do rąk solisty
Koncert już trwa lecz nie milkną błahe rozmowy
Scena z muzyką w mławskim barze już znikły
Jednak palce na strunach czarują dźwięk nowy
Muzyk spokojnie gra na sitarze kolejne modlitwy
Może większy jest zwykłego pijaka majestat
I bliższe są dźwięki prostoty życia – nie wiem
Jednak on dalej będzie grał i nie zamierza przestać
Bo wie jak wygląda cały świat – tam w niebie
P.S: Ravi Shankar to symbol muzyki sitar, hip hopowcy nazwaliby go oldschoolowcem ;), a wiersz zainspirowany został solowym koncertem w jednym z barów... ale nie Ravi Shankara ;)
Co do tekstu to udany, chociaż i mnie jakoś "kolejny browar" wytrącił. Nie czepiając się, można w przyszłości zadbać, by nie powtarzać rymów typu: papierosowego - indyjskiego, ulicy - źrenicy.
Pozdrawiam.