założyłem na siebie zgrzebny wór
przewiązałem konopnym powrozem
i wszedłem na przedmieścia miasta
tłumy przywitały mnie entuzjazmem
graniczącym z euforyczną obojętnością
pod pierwszym sklepem wybrałem dwunastu
najbardziej obdartych i wynędzniałych nędzników
pomijając zbędne savoir vivre przeszliśmy do bruderszaftu
do wieczora byli już moi
unurzałem ich ze trzy razy
w pobliskiej rynsztokowej kałuży
nadając każdemu ludzki przydomek
dalszy ciąg potoczył się z górki
zaintonowaliśmy rezerwę
maszerując w wiersze
gdy deklamowałem redutę
płakali jak sierotki
zabrakło naboi
ordon padł
potem
skończyła mi się flota
więc zdjąłem worek
i ruszyłem z kartą
na pustynię
a oni za mną szeptali
czyż to nie jest ten poeta
syn blacharza
Jarosław Baprawski

Jarosław Baprawski
Wiersz
·
11 lipca 2012

-
Voyteq Hieronymus de BorkovskyA ja wcale nie szepczę, tylko głośno, że to jest ten POETA!
-
Jarosław Baprawski...a to super i dzięki:)-pozdrawiam Jarek:)
-
Karol KetzerDla mnie wieje tutaj nudą, niepotrzebnie rozwlekła opisowość zabija jakiekolwiek oznaki dynamiki.