o matko w ciężkiej jasnogórskiej zbroi
o boże którego brakowało mi jak chleba
o wszyscy święci patroni moich kredytów
i o wy
nieustający stróże
witam was
w swojej celi
czarnym garnuchem
gorzkiej kawy
łzą
nakrywam do stołu
w oczekiwaniu
gdzie wota i kraty
z obrazem podobieństwa
nie mają nic wspólnego
w sieciach
niedzielnych połowów
witajcie
czeczeńcy afganistany
podbite narody
bandy hutu
nadciągające znad konga
karawany strachu
a i wy
serbowie bośniaki
chorwaty i muzułmanie
zaczekajcie na swoją
wydaj nam panie
resztę z drobniaków
ziemi obiecanej
krzyżmem palestyny
lub posyp popiołem
sześć tysięcy par butów
okrytych chwałą
nad moim stołem