Opowiem Ci o Marii
Maria kradnie ludzkie dusze
Tam gdzie ona swój wdzięk roztoczy
Brzęk łamanych serc
Jest piękna i powabna
Kształt jej każdy ceni
Wiedziałaś o tym- głupia
Myślałaś ‘on się zmieni’
A na imię miała Maria
A na drugie miała – Juana
On cię kochał szalenie
Rzekłbym nawet dozgonnie
Cóż z tego skoro zgon twój trwał ledwie chwil parę
Twa konserwatywna dusza gryzła liberalne ciało
Lecz na trójkąt się zgodziłaś
Jemu jej wciąż było mało
A na imię miała Maria
A na drugie miała – Juana
Maria przyprowadziła raz dwie inne dziewczyny
Jedna- żona Zeusa
z Olimpu wyżyny
Druga to Kolumbijka, wszędzie wścibiała nosa
Obie się zadomowiły
Odpaliłaś papierosa
Jednak on był zbyt słaby, sama krew i kości
Serce nie wytrzymało tej potrójnej miłości
Zostałaś ty lecz nie sama
Cicho płacze w kołysce
Wspomnienie chwil paru
Za późno na lęki
Za późno na żale
Ojca jej kochanka, naznaczyła lico blade
Nazwałaś córkę Maria
Z piętnem Juany w sercu będzie żyć
Takie mięsiste i twórcze
Gdy patrzę na nie z miłości aż więdnę
I szarpią rozkoszy mnie skurcze,
Wargi rozpięte od ucha do ucha
Dyndając rozkosznie pod nosem
Sprawiają, że w żyłach gotuje się jucha i kipi, jak pasza w silosie
Lecz jeszcze bardziej od Twoich ust ja kocham Mario Twój…
Oczy Twe Mario są takie zmysłowe
I zbieżne jak szprychy w rowerze
Przejrzyste jak Bałtyk, czerwone jak Morze
Głębokie jak dziury na serze
Ma miłość do Twych oczodołów tak wielka
Jak byk, co się pasie pod płotem
Z miłości ja do nich se sznytów nadziergam
I żyły se przetnę brzeszczotem…
Więc spójrz proszę na mnie bo chwycę za nóż, i wezmę nadziergam i już
Włosy Twe Mario jak snopy na rżysku
Tak żółte, jak żółtko, co w jaju
I możesz mnie Mario wytrzaskać po pysku:
Masz włosy jak Ewa – ta z raju
Na kosy Twych włosów mi nie brak ochoty
(wszak Boga Miłości jam uczniem)
I konam z tęsknoty, by snopów Twych sploty ukochać – nie ważne, że sztuczne…
I wszystko masz piękne, lecz niech broni Bóg, popatrzeć w kierunku Twych nóg…
Bo nogi Twe Mario są krzywe jak beczka
Gdy staniesz na baczność, to luka
jest taka, że może przejść przez nią wycieczka
i walec, i Nowa Huta
I chociaż blask włosów i ust Twych maliny,
choć serce me kwili i szlocha
To za ze właśnie rapciaste kończyny
ja wcale Cię Mario nie kocham…
Rodziców to sprawa, żeś taka koślawa
Żeś wcześniak – ja za to ich winię.
No nie mogli zaczekać?
Nie, oni musieli oddać Cię przed terminem…"
>sł. J. Maan | muz. J. Maan