Literatura

Narano - Bohemian Rapsody, epizod 01 (opowiadanie)

Valhalla

Prawdziwe dzieje Czech i Moraw. Powieść histeryczno-historyczna.
Podręcznik do nauki języka czeskiego.
[Honza, zdziesiątkowani… Wiosna, teleportacja, pryszcze i szambo w epizodach]

 

    Gęste od porannych mgieł łąki drzemały nad szemrzącą cicho rzeką, która, jak matka dziecko, obejmowała swym ramieniem dolinę nabrzmiałą od dusznej woni rozkwitłych krzewów tarniny.

    W rozwichrzonej grzywie umajonych młodą zielenią nadrzecznych topoli, poczęły nawoływać pierwsze ptaki. Ich radosne pogwizdy niosły się nad pola pokryte mokrymi od ros kobiercami żółtego rzepaku, nad wybielone rumiankiem i stokrocią pastwiska, nad złote kwiecie mniszków i kaczeńców zadumanych nad lustrem rozlewiska, aż pod czarną ścianę boru. Mgły niczym dym z kadzideł rozsnuły się przy ziemi, przywarowały w rowach, wzdłuż których spacerowały zajęte wypatrywaniem żab dwa stateczne bociany.

    Na niebie szarym jeszcze i cichym jak sklepienie kościoła, nim zabrzmią pierwsze dzwony na jutrznię, poczynały blednąć ostatnie gwiazdy, a światłość brzasku, wraz z pianiem pierwszych kogutów, z wolna zaczęła przeganiać resztki nocnych cieni.

    Znad wschodniej strony rozbłysło czerwienią słoneczne zarzewie. Nieśmiałe jeszcze promienie wychylały się ponad horyzont rozpalając niebo niczym żagiew czerwoną łuną. Rodziły się na nowo wraz z początkiem dnia przybierając w błękity, a wszelkie stworzenie żywe wznosiło ku nim oczy pełne radosnej otuchy i wiary w lepsze życie.

    Tylko Honza patrzył na swe bose stopy nie mogąc wyjść z podziwu, że po nocnym opilstwie 'U kapličky' (1), zamiast zaprowadzić go jak zwykle do domu, chodzą w kółko, po wyjątkowo bujnym o tej porze roku pastwisku, wydeptując regularne kręgi.
Třista tři a třicet stříbrných stříkaček stříkalo přes třista tři a třicet stříbrných střech (2) — powtarzał ćwicząc dykcję, by po powrocie do starej uchronić się przed konsekwencjami, większymi niż te, które spotkały go wczoraj. ...I przedwczoraj.
    Nic nie zwiastowało nadchodzących zdarzeń. Żadna chmura na niebie w kształcie smoka, żadne fałszywe pianie koguta... Poranek jak każdy inny.

    Sześć postaci wyrosło przed nim niespodziewanie i otoczyło kręgiem — tym razem nie jego produkcji.
— To Ziemia! Udało się... Jesteśmy w domu — cieszył się Flash, jakby część materiału genetycznego wymieniło mu się z Mariolką. — Pies, są wszyscy?
Pes, a vypada jak malá rezavá dívka... (3) — odezwał się Honza, bo tyle zrozumiał ile zobaczył.
— Ja ci kurwa dam dziwkę — powiedziała na pełnym wydechu (nie zapominając o naukach Flasha), wyciągnęła Berettę i przycelowała nieznajomemu w jaja. — Łajdaczę się tylko z wybrańcami, złamasie.
Proč ona takvová nervózní? Co je to? (4) — zapytał, odwracając się gwałtownie, gdyż widząc w pobliżu klejnotów nieznany mu przedmiot, instynktownie wyczuł niebezpieczeństwo.
    Coś kiedyś słyszał, że w stolicy, w Pradze, jest ’fatamorgana’, ale żeby jemu, prostemu chłopu ze wsi Zadní Třebaň, coś takiego...
— Chyba muszę mniej pić — pomyślał. — Albo więcej — pomyślał ponownie, tym razem konstruktywniej.
— Tee, koleś, z epoki kamienia bardzo rozłupanego... Po jakiemu ty pierdolisz? — zapytała, chowając gnata za podwiązkę, którą jeszcze od studniówki nosiła na szczęście.
    Odwracał się powoli spoglądając nieufnie przez ramię. Nie bardzo zrozumiał kwestię o kamieniu. Właściwie to nic nie rozumiał z tego, co się wokół niego dzieje, więc, jak mu nakazywała, wyniesiona z chałupy, wrodzona kultura osobista, wygładził płócienną koszulę i zagarnął do tyłu tłuste włosy. Odbicie w lustrze miał okej, ale wiedział, że musi jeszcze popracować nad oryginałem. Zresztą stara nie wybaczyłaby mu obciachu przed obcymi. Kontynuując niekumacje postanowił stać w milczeniu, by nie prowokować przybyszów, a całą energię przeznaczyć na przywracanie do pionu chwiejącego się ciała. Dla poprawienia spapranego wizerunku przykleił do twarzy ’chees’ a’la Ronald Reagan i wodził po okolicy błędnym wzrokiem.
— Pies, podciągnij majtochy, bo ci giwera przy kolanach zwisa — odezwała się ’wiśnia’, najwyraźniej zawstydzona niechlujnym widokiem koleżanki.
— Gówno nie rajtki — pomyślała, i odeszła na bok, by związać zerwaną gumkę
— Dobra... Pies, ’wiśnia’, Ata, Vadim... ’3.14’. A gdzie pozostali? — zapytał zaniepokojony, nie mogąc się doliczyć reszty towarzyszy.
— Idą... — zawołała stojąca tyłem Pies, gdyż nadal wojowała z gumką. — Tam, od strony kurhanu... Widzicie? — wskazała ręką. — To Rip z ’boską’, i chyba Puszi. Kurwa, znowu uciekła.
— Tak, to oni — potwierdziła ’wiśnia’, poprawiając ostrość lupki.
— A inni?
— Nikogo więcej nie widzę — do rozmowy wtrąciła się Ata. — Zawołamy? Może są gdzieś w pobliżu... ’Wiśnia’, spelenguj dokładniej teren.
— Pójdę się rozejrzeć — zaproponował Vadim, zsuwając z głowy kaptur i zaciągając sznur wokół habitu.
— Okej, tylko za bardzo się nie oddalaj... ’Wiśnia’, gdzie my w ogóle jesteśmy? I co z tym pieprzonym GPSem? Rozproszyło nas jak pryszcze po dupie.
— Ustawiłam na Ziemię, a dokładniej na płaskowyż Nazca, by łatwiej było namierzyć.
— Jasne, a to pierdolony Montezuma — wskazał na kiwającego się Honzę, który, na wszelki wypadek, każdorazowo przytakiwał i jeszcze szerzej się uśmiechał.
— Flash, to nie jej wina — stanęła w obronie ’wiśni’ Ata. — Rozejrzyj się. Widzisz te kręgi?
— Jak się nazywasz? — zapytał, podchodząc do chłopa i próbując przywdziać równie szeroki uśmiech.
— Flaszka, uśmiechnij się bardziej, a dupa ci pęknie — nie bez radochy zauważył ’3.14’.
— Jestem Flash — kontynuował, poklepując się po piersiach. — Ja Flash, ty... — powtórzył kilkukrotnie. — To nic nie da. Nie dość, że nie gada po naszemu, to jeszcze nawalony.
— Ej, rozszyfrowałam! — krzyknęła ’wiśnia’. — To kurna po czesku było... Czujecie bazę? Cholera... W Czechach jesteśmy.
— O Jezu... Ale jaja — wyraźnie uradowana skomentowała Pies. — ’Wiśnia’, nawiń coś do niego, bo ja tylko norweski kumam...
— A sama se gadaj... Idę do Pusziego.
— Honza — odpowiedział z zadowoleniem Honza, bo wreszcie zajarzył.

(w tym samym czasie, w pobliskich Řevnicích (5))

— Ale bym się napił — zagaił Neron, opierając się o ramię ’madchen’.
— Nie przesadzasz z tym opieraniem? Tam jest ładny sklep... Może z wódką.
— Eee tam... Z wódką są piękne.

    Od dłuższego czasu łazili po okolicy nie mogąc pojąć gdzie się znajdują. Zmęczeni, utytłani i spragnieni szukali drogowskazu, jakiejkolwiek wskazówki.
— Neron, widziałeś jakie tu chałupy stoją? To mi na jakiś skansen wygląda. Strzechy, studnie ...I te ściany z gliny i drewna.
— Walić chałupy, ważne, że sklep coraz piękniejszy. Napijemy się to pomyślimy.
Dobré ráno... (6) — całkowicie zaskoczeni, usłyszeli za plecami nawoływanie.
    Odskoczyli na bok opierając się o pobliski płot i patrzyli z niedowierzaniem na rozpędzoną furmankę, która okryła ich warstwą błota lecącego spod kół.
— O w mordę, widziałeś? — spytało ’madchen’, przecierając zachlapane oczy.
— Taa... Jakąś bekę wiózł. Jeszcze dorwę suk...
— Ale widziałeś napis? ...No na tej beczce.
— Nie, a co?
Vývoz kalu... (7) Po jakiemu to było? Neron... Gdzie my kurwa jesteśmy?

____________________________________________________________________________________________
(1) - Lokalny zakład gastronomiczny.
(2) - 333 srebrnych polewaczek polewało przez 333 srebrnych strzech.
(3) - Pies, a wygląda jak mała ruda dziewczynka...
(4) - Dlaczego ona jest taka nerwowa? Co jest?
(5) - Řevnice. Miejscowość na trasie z Berouna do Pragi. Sąsiaduje z Zadní Třebani.
(6) - Dzień dobry...
(7) - Wywóz kupy... W wolnym tłumaczeniu: szambonurek.


wyśmienity 12 głosów
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
urughai
urughai 19 maja 2008, 10:25
................... :-)
Marek Dunat
Marek Dunat 19 maja 2008, 11:36
o szit !! :D to je to !!
Ona
Ona 19 maja 2008, 11:49
tak, zdecydowanie szykuje się jeszcze lepsze i większe zwariowanie 'narańczyków' .
ze względu na miejsce akcji - tej części, zaglądać będę tu częściej.
uśmiałam się jak zawsze z postaci psa-fajniutko ją opisujesz w dialogu.
odszukaj pusziego z rowerkiem ... zresztą świetnie prowadzisz dialogi - po mistrzowsku.
gratuluję.
Marcin Sierszyński
Marcin Sierszyński 19 maja 2008, 11:58
Hahaha : D
Prosty chłop, a taka tragedia...! Jak on sobie poradzi z tą bandą zwyrodnialców? : D
Najbardziej podobał mi się moment jak się pojawili. To z tym Psem... ; D
cherri lady 19 maja 2008, 12:02
lubię czytać Twoje prace :)
pomidorowa
pomidorowa 19 maja 2008, 17:16
genialne ;d
właśnie gdzie rower Pusziego?
ripvanwinkle 19 maja 2008, 20:33
pierwszych kilkanaście ( 14 ) linijek ( umykających ), jestem pod wrażeniem. piękne, tak po prostu.
trochę mi przyćmiły charakterystyczną ostrość dialogów. fajnie wybiły. uroczy kontrast.
no, no.
hayde
hayde 19 maja 2008, 20:37
"uśmiechnij się bardziej, a dupa ci pęknie" :D

Całe szczęście, że pamiętałam o oddechu.
ataraksja
ataraksja 19 maja 2008, 21:24
jak to przyjemnie dostać taaakie oceny :D
to se vrátilo Pane Vojto? ;) sláva a uctívání :)
szklanka
szklanka 20 maja 2008, 11:51
ten idylliczny wstęp zwalił mnie z nóg, połamał kolana i wbił stopy w twarde podłoże. rewelacyjne.
zdziebelko 20 maja 2008, 17:17
No to zaczyna się kolejna dooobra historia narańczyków ! :)
nie pozostaje nic innego jak czekać na kolejne epizody :)
enikita
enikita 20 maja 2008, 18:02
Valhalla - tatíček! Jestem z Ciebie dumna.
tajemnica
tajemnica 21 maja 2008, 22:16
Pierwszy odcinek drugiej części... i od razu na takim poziomie, no cóż... nic dodać nic ująć tylko chylić czoła :)
Sirocco
Sirocco 22 maja 2008, 14:15
Komentator - Kolarz: Peleton daleko w tyle. Lider uciekł w znakomitym tempie tekstu. I krytykę tak pozostawił w tyle, że zabrakło argumentów na prostej drodze. Żółta koszulka jest przechodnia, lecz nie każdemu tak doskonale pasuje kolor i krój. Bez żartów: Bez podniecania sie komentarzami przedmówców, błyskotliwe opowiadanie.
borunsky
borunsky 25 maja 2008, 22:45
:)
przysłano: 19 maja 2008 (historia)

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca