Nie pomogła zaduma i wyjazd, i słońce.
Dzisiaj, o, jak mi trudno przemawiać z słodyczą
I uśmiechy rozdawać ptakom, które krzyczą
I zimne niebo krają skrzydeł swych goryczą.
Jak płacz Norwida, ziemia łka nade mną
I choć mam w piersiach ocean zachwytu,
Wiem. że tu ze mną nie chce pić z błękitu
Nikt, Katarzyno, i jasność mam ciemną.
W oczy nieba jak żołnierz spoglądam raniony,
Pod miękkie skrzydła ptaków głowę chyląc gorącą,
Jak dobrze słyszę trzcinę i brzozę szeleszczącą.
Jak dobrze słońce w twarz uderza jak we dzwony.
Tak się kiedyś cieszyłem błękitem i jasnością!
A dzisiaj puchar ten wypijam pełen smutku.
I chciałbym, jak z muzyką, odejść po cichutku.
Jak z szmerem długich traw z błękitna mą miłością.