Literatura

Narodziny Afrodyty (wiersz klasyka)

Kazimierz Przerwa-Tetmajer

Złocisty to był dzień. Błękitne zadumanie

objęło cały świat. Na modrym oceanie

słoneczny zasnął blask. Na ziemi i na niebie

cisza zdawała się wsłuchiwać sama w siebie.

Omdlewał w okrąg świat od światła i gorąca,

różany płonął kwiat, srebrniała lilia drżąca,

nad cichą, modrą toń nieskończonego morza

płynęła kwiatów woń, jak lutni dźwięk, w przestworza.

 

Wtem - jakby zwiewny rój motyli skrzydłem drżącem

potrącił śpiący blask i śpiącą głąb pod słońcem:

zadrgała senność sfer i kwiaty zaszeptały,

niepokój jakiś świat ogarnął nagle cały,

oczekiwanie - - cud jakiś się dziwny iści - -

z błękitno-złotych wód, z zielono-złotych liści

dźwięczący wybiegł szmer, lękliwy i radosny,

zadrgała senność sfer, jak w narodziny wiosny.

 

I ze srebrzystych pian, co w słońcu nieruchomie

w tęczach świetlanych skier leżą na wód ogromie,

wśród blasku, ciepła, mgieł złocistych, z wód kryształu

nagi niewieści kształt wynurza się pomału - -

zdumienie zdjęło świat: przejrzyste milkną sfery,

drżeć przestał róży kwiat, liliowe ścichły szmery,

jakby zaklęta woń stanęła skrysztalona,

i w zadziwieniu w toń spojrzała nieb opona.

 

A ze srebrzystych pian Afrodis wyszła biała

i naprzód słońcu swój promienny uśmiech słała,

potem przez modrą głąb powoli szła ku ziemi,

znacząc swej drogi ślad kroplami świetlistemi,

i boski uśmiech śle niebiosom, lądom, wodzie,

a świat dziwował się przecudnej jej urodzie,

blask ją osuszać biegł, woń obcierała z rosy,

u nóg jej śnieżnych legł ocean modrowłosy.

 

A ona w słońcu swe suszyła ciało białe,

zefiry pieszczą ją z rozkoszy oszalałe,

ślizgają się od stóp po nogach jej do łona,

całują piersi jej i szyję, i ramiona,

spijają perły pian z jej zagięć i lubieżne,

w lotny okrążą tan jej uda smukłe, śnieżne,

z wolna się suną wzdłuż jej pełnych biódr, a potem

ku ustom z wonią róż wzlatują nagłym wzlotem.

 

Muskają włosy jej złociste, miękkie, śliczne,

złocisty szafir ócz owieją balsamiczne

i omdlewając już do stóp jej kornie padną...

A ona rękę swą podniosła światowładną

i naga stała tam, a dziwna jej potęga

aż do Hadesu bram nieprzekroczonych sięga

i zadrżał wszechświat w krąg, bo z morskich głębokości

sprawczyni wyszła mąk najsroższych dla ludzkości.


wyśmienity 1 głos
1 osoba ma ten tekst w ulubionych
przysłano: 5 marca 2010

Kazimierz Przerwa-Tetmajer

Inne teksty autora

Lubię, kiedy kobieta...
Kazimierz Przerwa - Tetmajer
tomik Nie wierzę w nic
Kazimierz Przerwa - Tetmajer
Podczas wiatru z Tatr
Kazimierz Przerwa - Tetmajer
Marsz zbójecki ze Skalnego Podhala
Kazimierz Przerwa- Tetmajer
Ja, kiedy usta
Kazimierz Przerwa-Tetmajer
A kiedy będziesz moją żoną
Kazimierz Przerwa-Tetmajer
"EVVIVA L´ARTE!"
Kazimierz Przerwa-Tetmajer
więcej tekstów »

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca