Chcąc przerwać myśl, wyjrzałem przez okno z
rana:
puste miasto, niebieskobiały śnieg w ulicy,
martwe, bezlistne drzewa, przestrzeń ołowiana,
cisza, jak w głuchym wejściu cmentarnej dzwonnicy.
I nagle duszę moją chwyciła jak w kleszcze
taka straszliwa ropacz, takim nerwów piekłem
mózg zawrzał, że od okna i świata uciekłem,
bo mogłem był oszaleć, gdybym patrzał jeszcze.