Szara, spękana ziemia

Leopold Staff

 

 

Szara, spękana ziemia, ugór zjałowiały,
Poszarpany pustymi wyschłych wód koryty.
W górze chmur brudna płachta skłon zasnuła cały,
Mglisty przestwór w znużenia chory sen spowity,
Pustka równina, ni drzewa, wzgórza ani skały,
Oko nie może lecieć w górę, w dumne szczyty -
Monotonia, a w dali nuda pełznie skrycie,
Wlokąc za sobą rozpacz: oto nasze życie;

 

Życie, które dziewiczych puszcz spragnionej duszy
Daje miejsce przy lichej, w piasku wzrosłej trawce.
A tęsknocie miast słońca, co blaskiem skier prószy,
Mosiężny krąg, jak dzieciom, rzuca ku zabawce -
Życie, co spacza myśli w nędzny płód ropuszy,
Myśli chcące w dal szumieć jak orły - latawce -
Życie, co wszystkie węzły tak pięknie rozpala:
Tragedie śmieszne, smutno zaś komedie świata.

 

Tak często dusza w smutku pogrąża się cienie,
Żeśmy próżno tak długo czekali w boleści
Na jakiś piorun z nieba, złote objawienie...
A może nic nie przyjdzie? Wszak przyjścia nie wieści
Żadne proroctwo, żaden głos w puszczy... Milczenie.
Wszystko głuche i ciemne, bez związku, bez treści
I rozpacz młotem w posąg twej wiary uderza,
I czujesz się w sercu twym pustka rozszerza.
Wtedy każ milczeć ustom, co złorzeczyć skore,
I wdziej szary płaszcz żebraczy, na czoło pokorę
I kładź kolejno dłonie na smutki, na płacze,
Jakby na bladych dzieci głowy jasne, chore,
Patrz im w oczy, gdzie trawią się smętki tułacze,
Popatrz na wszystkie kwiaty zdeptane w popiele,
A ukorzysz się wtedy, bo zrozumiesz wiele.

Zrozumiesz, że są w duszy głębie i otchłanie,
Lecz oko nie przebije ich pomrocznej fali.
A choć tam pusto, ciemno, przeczuć głuche wianie
Przynosi o północy echo kroków z dali...
Snadź idzie ktoś z bezkresów; a kiedy już stanie
U progu twej duszy, słońce ci zapali,
Że przejrzy cienie wszystkich głębin wzrok twój wolny.
Głębie istnieją choć tyś ich pojąć niezdolny.



A za głębią królestwo, gdzie wielki bóg władnie,
Nienazwany, co wielkość wlał w błękit i morze,
Co wieje tchem tajemnych gróz w przepaściach na dnie,
Co mieści dusze nasze, gwiazdy, noc i zorze,
Bóg, który na twej duszy jasną rękę kładnie
Kiedy sen cichą nocą czuwanie twe zmoże
Co wiedzie cię tajemnym i nieznanym lotem,
Skąd, dokąd i dlaczego? On jeden wie o tem.

 

Zrozumiesz, że daremny jest trud i mozoła,
By grzmiących fal pęd zmienić zaporą swych dłoni;
Że próżno gniewnym buntem pochmurnego czoła
Stawać na opak torom, którymi świat goni.
Wstrzymaj wóz w pędzie - rękę zgruchocą ci koła,
A przecie lecą tylko marną siłą koni!
I jak chcesz wstrzymać losów swych wóz, który żenie
W nieznaną i tajemną oddal przeznaczenie?

Inne teksty autora

Leopold Staff
Leopold Staff
Leopold Staff
Leopold Staff
Leopold Staff
Leopold Staff
Leopold Staff
Leopold Staff
Leopold Staff
Leopold Staff
Leopold Staff
Leopold Staff
Leopold Staff
Leopold Staff