Tego smutku już nie rozsypać
Dzwonnym śmiechem dalekich lat.
Przekwitła śnieżysta lipa,
Świt słowiczy przebrzmiał i zbladł.
Wszystko wtedy było mi nowe,
Jeszcze tlił się w mym sercu żar,
A dziś nawet najtkliwsze słowo
Spada gorzkim owocem z warg.
I znajome oku przestrzenie
Pod księżycem zbrzydły, a żal
Już osmucił pnie i kamienie,
I wądoły, i Rusi dal.
To, co chore, mizerne, niskie -
Ta wodnista i szara gładź -
Wszystko to mi pokrewne i bliskie.
I tak łatwo się zbiera na płacz.
Pochylona na bok chatyna.
Owcy płacz i pod wiatru chłód
Macha nędznym ogonem szkapina,
Patrząc w głębie niedobrych wód.
My tę ziemię ojczystą zowiemy
I dlatego tak nam się ckni.
I wraz z deszczem pijemy, płaczemy
Oczekując weselszych dni.
I dlatego już nie rozsypać
Smutku śmiechem młodzieńczych lat.
Przekwitła śnieżysta lipa,
Świt słowiczy przebrzmiał i zbladł.
Dzwonnym śmiechem dalekich lat.
Przekwitła śnieżysta lipa,
Świt słowiczy przebrzmiał i zbladł.
Wszystko wtedy było mi nowe,
Jeszcze tlił się w mym sercu żar,
A dziś nawet najtkliwsze słowo
Spada gorzkim owocem z warg.
I znajome oku przestrzenie
Pod księżycem zbrzydły, a żal
Już osmucił pnie i kamienie,
I wądoły, i Rusi dal.
To, co chore, mizerne, niskie -
Ta wodnista i szara gładź -
Wszystko to mi pokrewne i bliskie.
I tak łatwo się zbiera na płacz.
Pochylona na bok chatyna.
Owcy płacz i pod wiatru chłód
Macha nędznym ogonem szkapina,
Patrząc w głębie niedobrych wód.
My tę ziemię ojczystą zowiemy
I dlatego tak nam się ckni.
I wraz z deszczem pijemy, płaczemy
Oczekując weselszych dni.
I dlatego już nie rozsypać
Smutku śmiechem młodzieńczych lat.
Przekwitła śnieżysta lipa,
Świt słowiczy przebrzmiał i zbladł.
1924
Włodzimierz Słobodnik