Mistrz i Panna
(czyli najniewinniejsza rozmowa pod słońcem)
Wyfrunęła z mojej poezji i siedzi naprzeciw
w pokoiku trzy na pięć. Dziewczyna z moich stron
serca, pragnąca mnie podziwiać jako bezcielesnego
Mistrza, Ducha Św. Unoszącego się ponad wodami
Lecz gdy rozmowa wzbija się w coraz wyższe
obłoki abstrakcji – tu na ziemi uśmiechy mieszają
się, spojrzenia w oczy – krzyżują; planety twarzy
zbliżają się do siebie na niebezpieczną odległość
i oświetlają nawzajem prawie krążą po tych
samych orbitach.
Widzę wąskie nagie wargi, pomiędzy którymi –
o wstydzie opisu! – różowi się gorący język
nawilżony grzeszną śliną... Cóż z tego, gdy muszę
udawać, że obchodzą mnie tylko słowa, słowa,
słowa.
Dotykam spojrzeniami konch jej ucha, omuskuję
Żywą ciepłą i jakże inną od mojej skórę policzka
I mówię, mówię, mówię.
W tym czasie jej stopy są zupełnie nagie!
Obnażone igrają na podłodze z pantofelkami,
zdradzając niefrasobliwą obojętność wobec
rozmowy. Ach bezwstydzie dziesięciu palców
u nóg, z których każdy upomina się o osobną
pieszczotę? Gdy tymczasem w górze trwa uczone
spotkanie głów na najwyższym szczycie
Ach zuchwałe krótko podstrzyżone kosmyki
ciemnych włosów odrzucane jakby od niechcenia
dłonią do góry i domagające się adoracji warg!
Ukrzesłowieni: Mistrz i Panna – pomiędzy nami
cały alfabet obyczajnego zachowania i iskrząca się
bliskość na dotknięcie dłoni. Mówmy dalej, niech
rozmowa nie daje niczego po sobie poznać...