samotność
boli bardziej niż ząb
cisza wypala w duszy pergaminowe sumienie
cienką nicią szyte dni obrazem z wiatrem przeminęło
drugi człowiek odszedł bez słowa
smutny świt bez perspektyw
usta otwierasz
rozmowa z kotem
tyle do powiedzenia
ciebie nie ma
brakuje dąsów wyrazu twarzy
dołeczków w policzkach
zalotnego uśmiechu
zmarszczek zliczyć nie umiem
tyle ich wokół
bogaty z bagażem czasu
z tęsknotą w sercu przy oknie wlepiony
konam
wszystko podobne
każdy inny dzień mienią się tęczą
kropli łez na koszuli
nikt prócz listonosza czasem kominiarz
zamieni słowa w nadzieję
ty masz swoje podziel się kromką dnia
przecież zrozumiem niechęć
podejdź
kawa z tamtego roku nie wystygła
czekam
miłość jak rzeka wysycha zawsze po lecie