To było wczesnym rankiem, dawno temu Pszczoły murmurando grały Zielen drzew i krzewów buchała wokoło I nasze pachnące pole na krańcu wsi Krzyszkowo. Chciało się tu być, słuchać i patrzeć Nie wiem czego bardziej chciałem Później przyjechał pan mierniczy I wytyczył długość, szerokość i poziom. Tu będzie nasz dom, pomyślałem głęboko Niedaleko od ulicy, naprzeciwko furtki sąsiada Dalej już tylko pola, zasiewy i trawa Potem jeszcze drzewa, krzaki i sąsiada stawek. Całkiem niezła lokalizacja - pomyślałem Daleko od miasta i cywilizacji Dobra sprawa bo nie lubię tłoku Ach przyroda, tego nam teraz potrzeba. Patrzyłem i marzyłem, będziemy tu mieszkać Żona była ze mną ale jakby nieobecna Zajęta zbieraniem ziół i kwiatów. To się nazywa szczęście w końcu powiedziała. Potem przyszedł pan Henio sąsiad z naprzeciwka Lubił sobie pogadać przy kawie o wszystkim. Opowiadał jak to było dawniej, może z lat trzydzieści parę Sąsiadka przyniosła ciasto na tę okoliczność niebywałą. Napawaliśmy się tym wszystkim Bo nie mieliśmy tego w mieście Tej zieleni, pól wokół, ptaków i pszczół I sąsiadów takich co z dziada pradziada tu mieszkają. I tej ciekawości: co się znajduje wokół, by tam pojechać, zobaczyć I pójść razem na spacer, podziwiać stwórcze dzieła. Taka to była nasza pierwsza randka Na miejscu, gdzie mieszkamy teraz.