Pożar (wiersz)
iranon
Czy w spokoju nocy, czy w świetle dnia,
Od tego ognia ni ucieczki, ni zmiłowania.
Dawno już zapomniano słońce,
Za słońce starczy krwawa łuna na horyzoncie.
A zdawało się, że nadszedł czas spokoju,
Że teraz budować, nie burzyć będziemy w znoju,
Lecz gdy ze snu wstajesz każdego dnia,
W sąsiedztwie już pała nowa pochodnia zła.
A myślałem już, że płomienie zagasły,
Że na pogorzelisku kwiaty będą rosły,
Lecz okolice od żądzy i puchy aż ciasne,
I znowu niewinnych parzą języki krasne.
Nie z czeluści ten ogień, nie zesłany od Boga,
Lecz z ludzkich rąk, głów i serc ta wieczna pożoga.
Od tego ognia ni ucieczki, ni zmiłowania.
Dawno już zapomniano słońce,
Za słońce starczy krwawa łuna na horyzoncie.
A zdawało się, że nadszedł czas spokoju,
Że teraz budować, nie burzyć będziemy w znoju,
Lecz gdy ze snu wstajesz każdego dnia,
W sąsiedztwie już pała nowa pochodnia zła.
A myślałem już, że płomienie zagasły,
Że na pogorzelisku kwiaty będą rosły,
Lecz okolice od żądzy i puchy aż ciasne,
I znowu niewinnych parzą języki krasne.
Nie z czeluści ten ogień, nie zesłany od Boga,
Lecz z ludzkich rąk, głów i serc ta wieczna pożoga.
słaby
8 głosów
przysłano:
2 września 2003
Zaloguj się Nie masz konta? Zarejestruj się