Widuję pana w telewizji, zwykle stoi pan w oknie z rękami
rozłożonymi bezradnie nad tłumem strojąc miny. Gdyby
zaprowadzić ociężałą trzodę na skraj przepaści i zepchnąć, czy
pańskie pół Europy małpoludów nie stałoby się lotnym ptactwem?
Być papieżem - cóż za smutek; być tak śmiesznym jak najgrubszy
w klasie uczeń albo ten, któremu wąs nie sypnął się razem z innymi.
Jak radzi pan sobie z dogmatem o nieomylności, gdy zdarzy się
panu pomylić w rachunkach? Poza chęcią kpiny ten problem
prawdziwie mnie zajmuje. Starałem się lubić pana, chociaż wiersze
pana nie są zbyt udane a wasi kapłani, mówiąc bez ogródek,
wpychają ryj wszędzie.
Jednak pańskie słowa brzmiące „Nie jesteśmy pacyfistami;
pragniemy pokoju, ale nie za każdą cenę" sprawiły, że pragnę
napisać to, co następuje. Za pacyfistów nikt was nie uważa. Pokoju
nie czyni się strojeniem min. Proszę zabrać swoich misjonarzy z
Afryki i Azji. Kiedy milczeć wystarczy by kłamać, mówić „wiem"
jest zbrodnią.