Sen

Wat Aleksander

Jest we mnie wyspa
i niebo nad nią,
i rzeka wokoło.

Skąd ta rzeka wypływa?
Dokąd ta rzeka wpływa?
Znikąd? Donikąd?

Co wyłowi ten rybak, ukryty w sitowiu?
Co ustrzeli myśliwy, nurkujący śród traw wysokich?
Jak ptak runie z nieba z przestrzelonym gardziołkiem,
z którego śpiew się sypie jak groszki z gwizdawki?

Gdy noc zapada
myśliwy i rybak
siadają na ziemi
---- obydwaj są niemi
łuk złożą i sieci
siadają na ziemi
gdzie księżyc nie świeci
gdzie woda nie płynie
gdzie nic nie przeminie
choć wszystko przemija
o to ziemia niczyja.

Siadają na ziemi
i utrudzeni pokazują połów z dnia całego:
monstra podwodne
jeża, nietoperza,
kości końskiego szkieletu
i zbłąkaną tu przygodnie hamadriadę
z sercem przestrzelonym, a jeszcze żywym, wciąż jeszcze żywym
tęskniącą do drzewa swojego.
Gdzie jesteś drzewo, gdzie jesteś, drzewo tej hamadriady?

Ona umiera,
chce się pożegnać.
Księżyc zaciera
jej zmysły. Nie grać,
żabia kapelo,
slowiku solisto.
Kości się bielą
nad wodą. Nieczystą.

Saint-Mande, lipiec 1956



Inne teksty autora

Wat Aleksander
Wat Aleksander
Wat Aleksander
Wat Aleksander
Wat Aleksander
Wat Aleksander
Wat Aleksander
Wat Aleksander
Wat Aleksander