A gdybym umarła naprawdę - nic by się nie działo.
Zebrałaby się rodzina z czarnymi chorągwiami.
Może by się im nawet przez chwilę płakać udało.
Słońce szłoby normalnie. A dzieci machając nogami
siedziałyby wysoko na chmurach.
Nikt nie przerwałby dzwonków spotkań telefonów
wyborów nowego Napoleona nowego Chagalla
nowego kapelusza na lato. A stara
Biblia byłaby nadal starą.
Może byś usiadł na chwilę
otworzył na oścież ręce
i patrzyłbyś patrzyłbyś patrzyłbyś.
Przez chwilę tylko. Nie więcej.
Dlatego
umieram niechętnie.