Któż to z nas kiedyś nie słyszał
O panu Jakubie Mrozie;
Mieszkał na skręcie rzeki,
Przy Dunajcowej łozie.
Lubił wychodzić z chałupy
Z radością w oczu wyrazie,
Gdy zaczynają na wiosnę
Żółtawe się puszyć bazie.
A zwłaszcza lubił swą kobzę,
Uciechy mu ona przysparza -
Któż by z nas nie znał w tym siole
Jakuba Mrożą - kobziarza.
Widzę go dzisiaj jak ongi
W karczmie u Jaśka Bugaja,
Jak siada sobie w kąciku
I swoją kobzę nastraja.
Wydyma chude policzki -
Cudne to widowisko! -
Aż mu się trzęsie ogromne,
Płaskie jak deska nosisko!
Widziałem go nieraz na chrzcinach
I na niejednym weselu,
Jak przytupywał nogami,
Zwłaszcza po szklance chmielu.
Ogromnie czuł się szczęśliwy,
Wiedział, że nie ma człowieka,
Który by rad się nie kwapił -
Jeżeli kobza go czeka.
Tak mu mijały lata,
Tak żył ten muzykant prawy,
Aż kiedyś go na pokaz
Zabrano do Warszawy.
O nie zapomni tej chwili:
Zebrali się różni ludkowie,
Panowie szlachta i cepry,
I jak się tam naród ten zowie.
O panu Jakubie Mrozie;
Mieszkał na skręcie rzeki,
Przy Dunajcowej łozie.
Lubił wychodzić z chałupy
Z radością w oczu wyrazie,
Gdy zaczynają na wiosnę
Żółtawe się puszyć bazie.
A zwłaszcza lubił swą kobzę,
Uciechy mu ona przysparza -
Któż by z nas nie znał w tym siole
Jakuba Mrożą - kobziarza.
Widzę go dzisiaj jak ongi
W karczmie u Jaśka Bugaja,
Jak siada sobie w kąciku
I swoją kobzę nastraja.
Wydyma chude policzki -
Cudne to widowisko! -
Aż mu się trzęsie ogromne,
Płaskie jak deska nosisko!
Widziałem go nieraz na chrzcinach
I na niejednym weselu,
Jak przytupywał nogami,
Zwłaszcza po szklance chmielu.
Ogromnie czuł się szczęśliwy,
Wiedział, że nie ma człowieka,
Który by rad się nie kwapił -
Jeżeli kobza go czeka.
Tak mu mijały lata,
Tak żył ten muzykant prawy,
Aż kiedyś go na pokaz
Zabrano do Warszawy.
O nie zapomni tej chwili:
Zebrali się różni ludkowie,
Panowie szlachta i cepry,
I jak się tam naród ten zowie.
O nie zapomni tej chwili:
Zatrzęsła się cała sala,
Zaczęli się śmiać z jego kobzy
I z jego płaskiego nochala.
Ugięły mu się kolana,
Wydłużył się nochal wspaniały,
Policzki się nie wydęły
I nogi tupać nie chciały.
Nie mógł już znieść widowiska,
Wyśmiany i wyszydzony
Uciekał prędko z stolicy
W swoje nadrzeczne strony.
.
"A niech cię! a niech cię! - tak skomlał -
A niech cię, ty głupi Mrozie!
Czyż ci nie lepiej było
Przy Dunajcowej łozie?
Nie lepiej ci było grywać
W karczmie u Jaśka Bugaja,
Gdzie się, bywało, twój nochal
I gęba do kobzy dostraja?
Nie lepiej ci było grywać
Na chrzcinach czy na weselu,
Gdzie nogi twe tupać umiały,
Zwłaszcza przy szklance chmielu?
Hej, Mrozie, ty głupi Mrozie!
A może najlepsza jest droga
Mieć kobzę tylko dla siebie,
No i dla Pana Boga".