Na gładkich lustrach wód leniwych
W przejrzystym, głębinowym zimnie
Nieczuły istnieć i szczęśliwy
Szczęśliwy, bo płynący wiecznie
Szczęśliwy, bo bez granic
Od źródła aż do ujścia przestrzeń
Objęty czasu ramionami
Nie dla mnie kryształowa trumna
Życia od siebie nie oddzielę
Bym w jasne słońce patrzeć umiał
Okiem rozwartym jak topielec
Ja jestem ciekaw swojej śmierci
I jednym tylko się trwożę
Gdy serce pęknie mi na ćwierci
Już wiersza o tym nie ułożę
W przejrzystym, głębinowym zimnie
Nieczuły istnieć i szczęśliwy
Szczęśliwy, bo płynący wiecznie
Szczęśliwy, bo bez granic
Od źródła aż do ujścia przestrzeń
Objęty czasu ramionami
Nie dla mnie kryształowa trumna
Życia od siebie nie oddzielę
Bym w jasne słońce patrzeć umiał
Okiem rozwartym jak topielec
Ja jestem ciekaw swojej śmierci
I jednym tylko się trwożę
Gdy serce pęknie mi na ćwierci
Już wiersza o tym nie ułożę