Na białą kartę, co przede mną leży,
Miesięczna pełnia blaski swoje śnieży
I drży, i lekkim cieniem się kołysze,
I choć ja dumam tylko - ona pisze,
I choć ja marzę tylko - ona zmienia
W gorące zgłoski te moje marzenia,
I choć ja milczę - ona mówi biała...
I choć ja drżąca jestem - ona pała.
A tak się lekko ślizga promień złoty,
Że znać wskroś niego spojrzenie tęsknoty;
A tak się dziwnie plączą lotne cienie,
Że znać w nich nawet tłumione westchnienie.
I patrzę, cicha, na głoski i słowa,
Które ta jasność skreśliła perłowa,
I list ten srebrny posyłam w zadumie,
I nie wiem, czy kto pismo to zrozumie.
Miesięczna pełnia blaski swoje śnieży
I drży, i lekkim cieniem się kołysze,
I choć ja dumam tylko - ona pisze,
I choć ja marzę tylko - ona zmienia
W gorące zgłoski te moje marzenia,
I choć ja milczę - ona mówi biała...
I choć ja drżąca jestem - ona pała.
A tak się lekko ślizga promień złoty,
Że znać wskroś niego spojrzenie tęsknoty;
A tak się dziwnie plączą lotne cienie,
Że znać w nich nawet tłumione westchnienie.
I patrzę, cicha, na głoski i słowa,
Które ta jasność skreśliła perłowa,
I list ten srebrny posyłam w zadumie,
I nie wiem, czy kto pismo to zrozumie.