Wąziutkie nasze lodzie, przepięte łańcuchem,
Lekko mkną po Dunajcu sennym jakimś ruchem
I tak modrawa tale przecinają gładko,
Jakby ptastwa wodnego żeglujące stadko
Z lewej i z prawej strony dwie ściany skaliste
Wyciągają się ku nam w cienie długie, mgliste,
A Dunajec drga lekko, w migotliwe skręty
Sunąc, jako wąż w trawie, piersiami wygięty
Wiosło uderza miękko, niby pieszczotliwie,
A człowiek ledwo wierzy, ze na ziemi żywię,
Bo świat tam. z drugiej strony, do skał gdzieś przyparty,
A widok tylko w niebo błękitne otwarty
Lecz fala w węższa parów głębiej się już wkrawa.
Aż na skrytym niedźwiedziu nagle dęba stawa,
Ciska pianę, jak rumak wstrzymany wędzidłem,
I jako górski orzeł skałę bije skrzydłem,
I jak tur wściekłym czołem dno przepaści bodzie,
I z stromych barków gniewnie zrzuca nasze łodzie,
I w kółko się okręca i zżyma, i krztusi
Ejże! Zwróci się w biegu i niedźwiedzia zdusi! -
Lecz patrz! góry cofnęły swe kamienne czoła
Zaśmiała się nad brzegiem góralka wesoła
I kąpiąc w złotym zwnze bose swoje nóżki,
W bród podaje pachnące groszki i ostiozki
Zebrała je porankiem w Leśnicy na Rusi,
Nim zwiędną, szumnym Laszkom rozprzedać je musi,
A tuz nad mą źródełko żywej wody bije,
Więc czerpie śniadą ręką i do gości pije
Ej, Dunajcu' rozmarszcz się, jeśli twoja łaska.
I nie mąć odbitego w twej tali obrazka
Niechże ja się napatrzę tej bosej góralce!
Niedźwiedź już tylko z dala mruczy cos po walce,
Plusnęły wąskie wiosła w lewą, w prawą stronę,
Lodzie się przytuliły jak ptaki spłoszone,
A cisza rozmarzona, skrzydlata, piesciwa,
Dunajec, nas i góry w swe rąbki okrywa
Fala niby się modli jak harfa zaklęta
To przed dziczą uchodzi nasza Kinga święta
I stopy swe, znużone podrożą niezwykłą,
Myje w jasnym źródełku, co z skały wynikło
Orzeł zerwał się z turni jak tatarska strzała
Z boku tuli się trwoznie jakaś mniszka biała
Grzmiaca pogoń kopytem po wierchach rozbrzmiewa
A za siewcą - łan pszenny w oczach się dojrzewa
Jak cicho! Róg góralski echa gdzieś potrąca,
Do snu kładzie się fala u bizegow mdlejąca
Dzwon z Grywałdu roznosi uroczyste dźwięki
Wtem na skręcie padł wystrzał, a słowa piosenki
Rozigrane, jak kozy skaczące ze skały,
Z łodzią w zieleń przybraną mimo nas leciały...
"Sława!" Rusin przewoźnik gromko się okrzyknął;
Plusk i szum się podwoił, potem mdlał, aż zniknął.
Tylko gniewny Dunajec srebrną bruzdę gładzi
I długie rozhowory z echem gór prowadzi.
Lekko mkną po Dunajcu sennym jakimś ruchem
I tak modrawa tale przecinają gładko,
Jakby ptastwa wodnego żeglujące stadko
Z lewej i z prawej strony dwie ściany skaliste
Wyciągają się ku nam w cienie długie, mgliste,
A Dunajec drga lekko, w migotliwe skręty
Sunąc, jako wąż w trawie, piersiami wygięty
Wiosło uderza miękko, niby pieszczotliwie,
A człowiek ledwo wierzy, ze na ziemi żywię,
Bo świat tam. z drugiej strony, do skał gdzieś przyparty,
A widok tylko w niebo błękitne otwarty
Lecz fala w węższa parów głębiej się już wkrawa.
Aż na skrytym niedźwiedziu nagle dęba stawa,
Ciska pianę, jak rumak wstrzymany wędzidłem,
I jako górski orzeł skałę bije skrzydłem,
I jak tur wściekłym czołem dno przepaści bodzie,
I z stromych barków gniewnie zrzuca nasze łodzie,
I w kółko się okręca i zżyma, i krztusi
Ejże! Zwróci się w biegu i niedźwiedzia zdusi! -
Lecz patrz! góry cofnęły swe kamienne czoła
Zaśmiała się nad brzegiem góralka wesoła
I kąpiąc w złotym zwnze bose swoje nóżki,
W bród podaje pachnące groszki i ostiozki
Zebrała je porankiem w Leśnicy na Rusi,
Nim zwiędną, szumnym Laszkom rozprzedać je musi,
A tuz nad mą źródełko żywej wody bije,
Więc czerpie śniadą ręką i do gości pije
Ej, Dunajcu' rozmarszcz się, jeśli twoja łaska.
I nie mąć odbitego w twej tali obrazka
Niechże ja się napatrzę tej bosej góralce!
Niedźwiedź już tylko z dala mruczy cos po walce,
Plusnęły wąskie wiosła w lewą, w prawą stronę,
Lodzie się przytuliły jak ptaki spłoszone,
A cisza rozmarzona, skrzydlata, piesciwa,
Dunajec, nas i góry w swe rąbki okrywa
Fala niby się modli jak harfa zaklęta
To przed dziczą uchodzi nasza Kinga święta
I stopy swe, znużone podrożą niezwykłą,
Myje w jasnym źródełku, co z skały wynikło
Orzeł zerwał się z turni jak tatarska strzała
Z boku tuli się trwoznie jakaś mniszka biała
Grzmiaca pogoń kopytem po wierchach rozbrzmiewa
A za siewcą - łan pszenny w oczach się dojrzewa
Jak cicho! Róg góralski echa gdzieś potrąca,
Do snu kładzie się fala u bizegow mdlejąca
Dzwon z Grywałdu roznosi uroczyste dźwięki
Wtem na skręcie padł wystrzał, a słowa piosenki
Rozigrane, jak kozy skaczące ze skały,
Z łodzią w zieleń przybraną mimo nas leciały...
"Sława!" Rusin przewoźnik gromko się okrzyknął;
Plusk i szum się podwoił, potem mdlał, aż zniknął.
Tylko gniewny Dunajec srebrną bruzdę gładzi
I długie rozhowory z echem gór prowadzi.