Na Dunajcu

Maria Konopnicka

Wąziutkie nasze lodzie, przepięte łańcuchem,
Lekko mkną po Dunajcu sennym jakimś ruchem
I tak modrawa tale przecinają gładko,
Jakby ptastwa wodnego żeglujące stadko
Z lewej i z prawej strony dwie ściany skaliste
Wyciągają się ku nam w cienie długie, mgliste,
A Dunajec drga lekko, w migotliwe skręty
Sunąc, jako wąż w trawie, piersiami wygięty
Wiosło uderza miękko, niby pieszczotliwie,
A człowiek ledwo wierzy, ze na ziemi żywię,
Bo świat tam. z drugiej strony, do skał gdzieś przyparty,
A widok tylko w niebo błękitne otwarty

Lecz fala w węższa parów głębiej się już wkrawa.
Aż na skrytym niedźwiedziu nagle dęba stawa,
Ciska pianę, jak rumak wstrzymany wędzidłem,
I jako górski orzeł skałę bije skrzydłem,
I jak tur wściekłym czołem dno przepaści bodzie,
I z stromych barków gniewnie zrzuca nasze łodzie,
I w kółko się okręca i zżyma, i krztusi
Ejże! Zwróci się w biegu i niedźwiedzia zdusi! -

Lecz patrz! góry cofnęły swe kamienne czoła
Zaśmiała się nad brzegiem góralka wesoła
I kąpiąc w złotym zwnze bose swoje nóżki,
W bród podaje pachnące groszki i ostiozki
Zebrała je porankiem w Leśnicy na Rusi,
Nim zwiędną, szumnym Laszkom rozprzedać je musi,
A tuz nad mą źródełko żywej wody bije,
Więc czerpie śniadą ręką i do gości pije
Ej, Dunajcu' rozmarszcz się, jeśli twoja łaska.
I nie mąć odbitego w twej tali obrazka
Niechże ja się napatrzę tej bosej góralce!

Niedźwiedź już tylko z dala mruczy cos po walce,
Plusnęły wąskie wiosła w lewą, w prawą stronę,
Lodzie się przytuliły jak ptaki spłoszone,
A cisza rozmarzona, skrzydlata, piesciwa,
Dunajec, nas i góry w swe rąbki okrywa
Fala niby się modli jak harfa zaklęta
To przed dziczą uchodzi nasza Kinga święta
I stopy swe, znużone podrożą niezwykłą,
Myje w jasnym źródełku, co z skały wynikło
Orzeł zerwał się z turni jak tatarska strzała
Z boku tuli się trwoznie jakaś mniszka biała
Grzmiaca pogoń kopytem po wierchach rozbrzmiewa
A za siewcą - łan pszenny w oczach się dojrzewa

Jak cicho! Róg góralski echa gdzieś potrąca,
Do snu kładzie się fala u bizegow mdlejąca
Dzwon z Grywałdu roznosi uroczyste dźwięki
Wtem na skręcie padł wystrzał, a słowa piosenki
Rozigrane, jak kozy skaczące ze skały,
Z łodzią w zieleń przybraną mimo nas leciały...
"Sława!" Rusin przewoźnik gromko się okrzyknął;
Plusk i szum się podwoił, potem mdlał, aż zniknął.
Tylko gniewny Dunajec srebrną bruzdę gładzi
I długie rozhowory z echem gór prowadzi.

Inne teksty autora

Maria Konopnicka
Maria Konopnicka
Maria Konopnicka
Maria Konopnicka
Maria Konopnicka
Maria Konopnicka
Maria Konopnicka
Maria Konopnicka
Maria Konopnicka
Maria Konopnicka
Maria Konopnicka
Maria Konopnicka
Maria Konopnicka
Maria Konopnicka