Małe piekło

Władysław Bełza

Chociaż śmiechem mnie zagłuszy,
Niedowiarek jaki mały,
Jednak powiem, że po uszy,
W piekłem siedział przez dzień cały.

Tak, siedziałem tam aż na dnie,
Drżąc, skulony gdzieś w zakątku;
A jak było tam szkaradnie,
To opowiem od początku.

Gdy tam wpadłem, — w jednej chwili,
Jakieś beksy w licznej zgrai,
Z wszystkich stron mnie obskoczyli;
Ten się dąsa, ów mazgai...

Ten się czepia mię za suknię,
Ów się wlecze jakby plaga,
A choć człowiek ich ofuknie,
Nic to jednak nie pomaga.

Wszystkie czarne jak murzyny,
Nie umyte, nie czesane!
Ręce brudne! A czupryny
Jakby strzechy potargane!

Drżąc, patrzyłem na te malce,
Co też będą broić dalej?
Ten w śmietance macza palce,
Ów nad świecą cukier pali...

Tamten w kącie czubi brata,
Inny wszystko niszczy, burzy!
Ach! za żadne skarby świata,
Nie chcę z nimi zostać dłużej!

Bo to piekło, co to z niego
Wieczny ogień i żar leci,
Niczem wobec piekła tego,
Co niesforne mieści dzieci!

Inne teksty autora

Władysław Bełza
Władysław Bełza
Władysław Bełza
Władysław Bełza
Władysław Bełza
Władysław Bełza
Władysław Bełza
Władysław Bełza
Władysław Bełza
Władysław Bełza
Władysław Bełza
Władysław Bełza
Władysław Bełza
Władysław Bełza