Gdy się przebudziłem

Dylan Thomas

 

Gdy się przebudziłem, miasto przemówiło.
Ptaki, zegary i skłócone dzwony
Ogłuszyły zgiełkliwy tłum pod moim bokiem,
Pełzających rozpustników rozpalonych,
Marnotrawców prosto z pieca snu,
Morze, mój sąsiad, rozproszyło w sobie
Żaby, szatanów, przygodne kobiety,
Kiedy człowiek za oknem, ogrodniczym nożem
Ścinający poranek,
Od stóp do głów we własnej krwi
Unurzany, sobowtór Czasu,
O ciepłych żyłach i brodzie jak z książki,
Ostatniego już węża odcinał, jak gdyby
Różdżka to była albo delikatna gałąź
z zadraśniętym językiem w zawiniątku z liścia.

Codziennie rano ja, który jestem
Bogiem w pościeli, i dobrym, i złym,
Po przechadzce na powierzchni wody
Tworzę przez śmierć trzebioną, dyszącą urywanie,
Wielką jak mamut i wróblo maleńką
Ziemię dla wszystkich.
Gdzie ptaki szybują jak liście, a łodzie jak kaczki suną,
Słyszałem, budząc się dziś rano,
Poprzez miejski zgiełk i tumult,
Jak w pionowe powietrze wznoszący się głos,
choć nie głos kogoś z moich proroczych potomków,
Krzyczał, ze moje morskie miasto pada w gruzy.
Nie ma Czasu, szeptały zegary, nie ma Boga, huczały dzwony,
Zaciągnąłem na wyspy białe prześcieradło
a na moich powiekach monety śpiewały jak muszle.

 



z tomu „Deaths and Entrances”, 1946

w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka

 

www.youtube.com/watch?v=f8J1VPEoxsM