ocean wielki jak jądro planety
ocean wielki jak wielki jest tydzień
ocean wielki jak macica - rosnący w niej płód
wielki jak rzęsa boga
ocean towarzysz
surferów ich myśli w kolorze blond
utkanych z pajęczyny przezroczystości
co maluje się po wewnętrznej stronie rąk
jest paletą młodych uśmiechów zaplątanych w kłąb
z glonów zawstydzonych znajomości
odbitych echem w małżowinie
muszli - tam złowiłam tobie kamyk
to pamiątka nocnych gwałcicieli
rozbitków mrużących oczy na dnie
ocean cierpliwy notatnik słów
tych wypowiedzianych głośno lub nie
zebranych i zatopionych
gdzieś między dziewiątym kilometrem głębokości
wrażliwy na wołanie podniebnych wędrowców
ocean zadumanych traw na dziesięć mil długich żywe płuco
kradnące twój wdech
słoną śliną
namaszczenie chorych
białe żagle piąty sakrament
człowiek bezradna góra piachu wyżarta przez się
i jest ocean kochankiem
co scałuje ze stóp mych
ból
odda spokój a zabierze strach ze mnie
ocean wielki jak wielki jest twój smutek
powstały z potłuczonego szkła
ocean wielki jak mały jest człowiek
gdy z nim przebywa sam na sam
ocean wielki jak jądro planety
natalia majka
natalia majka
Wiersz
·
27 lipca 2013
myślę, Natalio, że cały klimat, a zwłaszcza puenta kupuje mnie, tak samo, jak odrzuca. To chyba siła tego, co zrobiłaś tym utworem...;-) choć uśmiech tutaj nie jest, raczej, najlepszą reakcją. Tak, wraca mi się tutaj... po prostu się wraca. Jak z deszczu pod rynnę, jak po dreszcz na równi pochyłej...