wiatr zaciera deszczem obraz potrzeb
jak stracona kochanka miesza krople na twarzy
pod zaciśnięte powieki wciska zbyte wizje
zanim rozwieje prochy rozpali krew do popiołu
bezimienny morderca stoi u drzwi
czeka aż zgaśnie przedostatnia lampa
w resztkach światła wypluje z siebie śmierć
albo poczęcie nawiedzonych obrońców
prosto pod kołdrę naciągniętą na głowę
szczęście w nieszczęściu innych
rozrywa na strzępy wahanie
bez znaczenia kamienne tablice
pięści nie czytają znaków