jestem gotowy choć nie wiem na co
wychowany w kulcie krzyży
czekam na dżihad albo karuzelę
kołysankę zaśpiewa anioł z iblisem
jak duet psa z suką
w miastach mieszają się strumienie
marzę o końskim grzbiecie
i wolności we włosach dawnej dziewczyny
przy głównej ulicy starego miasta
grzechoczą paciorki i korale
na bębnach grają weterani bez rąk
śmietniki miłosiernie wypluwają
nadmiar żarcia na papierowe talerze
obraz cywilizacji wyprasza z przedmieść
wszystkich którym się wydaje
że złapali pana boga za nogi
nie martw się kochana
pijacy różnią się od siebie
jak pracownicy korporacji
tylko czuć ich trochę inaczej
jedni i drudzy wspominają
nigdy nie widziane szklane góry
ciemność najpiękniej łudzi
wszystkimi kolorami w domyśle
muszę nazwać sam siebie
inaczej nie odpowiem kim jestem
a księżyc zabierze wszystkie nici
i zagubię się ostatecznie w każdej przestrzeni
tylko jak nazwać nikogo
uszytego przez niespełnione szanse
ostatnim oddechem namaluję arcydzieło
jeżeli nie puszczą zwieracze