panowie światła
nie czują co niesie buta
dopóki pętla nie oplecie szyi
pod gałęziami czekają stołki
dla tych łapiących boga za nogi
by oddać ich pod jego osąd
szukam miejsca gdzie
daleko od twarzy do twarzy
a od serca do serca bliżej
i nie plują jadem samotnicy
zebrani w kalekim tłumie
jestem garbatym Don Kichotem
wielorękie olbrzymy
dokładają cegieł do garbu
zataczam się jak pijany murarz
nie zaznając płaszczyzny ziemi
wiec patrzcie na mnie
gdy szczycę się wygięciem pleców
upadek jak kołyska
wyniesie mnie w ułudę pionu