Taki listopad jak przed laty
prawdziwki pachną znów nad kuchnią
wiatr się uśmiecha jak szczerbaty
do kromki razowego chleba
i tylko sad przed zimą struchlał
bo stara bieda
listonosz puknął ze dwa razy
i odszedł chyba zniesmaczony
kto wie co mu się jeszcze marzy
gdy nikt już nie odbiera listów
tym bardziej nie podaje dłoni
na jakąś przyszłość
fotel się buja bez powodu
przy stole wolne wszystkie miejsca
na stole uschła szklanka z wodą
i choć niemocą się zasłania
wie że przecieka jej przez ręce
czas umierania