Jesteśmy przeogromnym smutkiem
w wierszach nasennych przepisani,
jak dom z nieplewionym ogródkiem
i nóż co się ślizga po krtani.
Jak oczy pociągnięte kredką
do łzawej odpowiedzialności,
za to co samo siebie przeszło.
Szybko choć przecież nie najprościej.
Jesteśmy sumą czyichś marzeń.
Za jeden uśmiech kupowani
jak szminka, z którą nie do twarzy
nożom na żyłach wyślizganym.
Jak oczy wyrzucone w niebo,
którymi dzieci grają w kręgle.
Jesteśmy żalem, więc potrzebą,
jak błysk pierścionka w pustej ręce.