Cud w Kanie Galilejskiej

Jan Kasprowicz

 

 

Mam lat osiemdziesiąt:
Dosyć, jak na człeka
Człek tu przeżył, a dyć nie wie,
Co go jeszcze czeka.

Tak było i ze mną:
Dyć wczora, z wieczora,
Raczej w nocy, słyszę głosy
Z niebieskiego dwora:

"Namozoliłeś się
Przy robocie w lesie,
Przynależyć to się, bracie,
Co nagrodą zwie się.

Rzecz najlepsza w świecie
To dobra zabawa:
Myj se gębę, na otarcie
Nie żałuj rękawa.

Wdziewaj seporcyska,
Biodra przepasz sobie,
Byś wyglądał jak w radości,
A nie jak w żałobie.

Pójdziesz na wesele."
"A kajże to, Panie?"
"W samej - głos się ozwie z nieba - Galilejskiej Kanie."

Jakże tu nie słuchać
Pańskiego rozkazu:
Wdziewam portki i koszulę
Z zapinką od razu.

Włosym se pomaścił,
Jak na mnie wypadło,
Jestem gazda nieostatni,
Mam w komorze sadło.

Idę do tej Kany,
Jenom nie wesoły,
Nie znam drogi, wtem przy sobie
Ujrzałek anioły.

Wzięli mnie pod ręce
Te święte hetmany:
"A gdzież to mnie prowadzicie?"
"Ano gdzie - do Kany!"

Przestałem się martwić,
Wiem już, że nie zbłądzę:
Oni chatę mi pokażą,
Odemkną wrzeciądze:

"Jeno mi powiedzcie,
Aniołowie święci,
Bo niejedno w starych leciech
Wyszło mi z pamięci:

Jakaże tam będzie
Weselna gromada?
Czy też gazdzie z Poronina
Zasiąść tam wypada?"
 
"Będzie tam Pan Jezus
W swoich ziomków kole,
Obok Niego zobaczycie
Lica apostole."
 
"Co do Panjezusa,
A juści, a juści,
Każdy rad jest, gdy go Jezus
Do siebie dopuści.
 
Jeno ja tam w jakim
Wejdę charakterze?
Jako żyd czy też apostoł -
Przyznajcie się szczerze?
 
Jako żyd przenigdy!
Apostoł to jeszcze,
Chociam gazda!" Takie w drodze
Szarpały mną kleszcze.
 
Przyszliśmy nareszcie
Do tej świętej Kany,
Siadam między apostoły,
A nie lud wybrany.
 
Rozglądam się wokół:
Wieńce i chorągwie, 
Szkło na stołach, a po kątach 
Stągwie, stągwie, stągwie. 
 
"Podajcie mi wina,
Aniołowie mili!" 
"Takiegoście jeszcze trunku 
Nie pili, nie pili."
  
 
"O, macie racyją, 
Dyć to sama woda! 
Jeszcze mi się nie zdarzyła 
Podobna przygoda.
 
Jeszczem ci nie chodził 
Na chłopskie wesele, 
Gdzieby było mało wina, 
A wody tak wiele."
 
Mina moja była 
Strasznie frasobliwa,
Zobaczył to wnet Pan Jezus 
I dokonał dziwa. 
 
Stągwie poprzemieniał 
Na beczułki wina, 
Aby mógł się czem uraczyć 
Gazda z Poronina.
.
Ten cud stał się w Kanie,
Jam był tego świadkiem,
A kto w cud ten nie uwierzy
Dostanie po gładkiem.

Inne teksty autora

Jan Kasprowicz
Jan Kasprowicz
Jan Kasprowicz
Jan Kasprowicz
Jan Kasprowicz
Jan Kasprowicz
Jan Kasprowicz
Jan Kasprowicz
Jan Kasprowicz
Jan Kasprowicz
Jan Kasprowicz
Jan Kasprowicz
Jan Kasprowicz
Jan Kasprowicz