Tam - - chciałbym jedno: w niezmiernym
przestworzu
tonąć, jak delfin tonie w wielkim morzu,
i patrzeć z góry, jak woda prześwieca
przez gąszcze wiklin w poświacie księżyca;
jak blade róże, czarę aksamitną
otwarłszy słońcu złocistemu, kwitną;
jak w czas zachodu na błękitów skłonie
w płomiennych łunach lód na wierchach płonie;
nad wielkie, głuche, modre oceany
mgławic leniwe falują tumany,
a po zielonych wyspach gdzieś daleko
błyszczące węże na słońcu się wleką...
Niech mi tam zapach z górskiej łąki
skoszone siana i błękitne dzwonki;
z hal niech mi wichry na skrzydłach doniosą
woń limb, poranną operlonych rosą;
niech mi tam szumią z oddali kaskady
mych gór rodzinnych, szemrzą ciche lasy,
niech mi w polanach zagrają juhasy,
w upłazach owiec zadzwonią gromady...
A czasem niech mi naokoło głowy
skrą się owinie wąż błyskawicowy
lub zabłąkana gdzieś światłość miesiąca
na oczach moich niech odpocznie drżąca...
Tam - - w owej pustce cichej i bezdennej,
niech nic zadumy nie mąci mi sennej,
i wszystka pamięć niechaj wyjdzie ze mnie,
żem tyle pragnął na ziemi daremnie,
że ile razy ręce wyciągnąłem,
wszystko mi zawsze było za daleko - -
tam - - niechaj orły krożą mi nad czołem,
wiatr łamią piersią i skrzydłami sieką...