Cudowna nocy, słodka i kojąca,
oto ma dusza znużona i blada
na łono twoje bezsilne upada
pod blask miesiąca.
Ciche ją światło obejmuje całą,
usta jej pieszczą łagodne promienie
i dziwne schodzi senne zachwycenie
na półomdlałą.
Z wolna ramiona zmęczone rozszerza,
otacza nimi słup światła przezroczy
i upojona, światłem sycąc oczy,
płynie w bezmierza.
Zbłąkany w drodze na jej bladej skroni
gwiazdy spoczywa promień modro - złoty,
niosąć jej z sobą marzące tęsknoty
ku wielkiej toni...
I zdaje mi się, że tam skądś, z ciemności,
wychodzi postać jakaś jasna, cicha
i do mej sennej duszy się uśmiecha,
pełna miłości.
Zda mi się, jakby wychodziła ku mnie
ta moc, co w wodach jest, górach, błękicie,
gwiadach i kwiatach, wszędzie - - która życie
obudza w trumnie.