Lubię więdnące kwiaty pełne bladej ciszy,
Oczyma się patrzące w niebo
omdlałem-
modlitwę ich przedśmiertna ucho moje słyszy,
pożegnanie i razem powitanie ziemi
Gdybyśmy tak umierać mogli, jak te kwiaty
ziemie żegnać i ziemie wraz witać rodzice,
a nie jakieś zaziemskie gdzieś przeczuwać
błędnym wzrokiem w straszliwe światy patrzeć tajemnice.
Gdyby ból każdy w ludzkiej piersi skryty,
jedne litości łże wycisną z oczu
a łzy gwiazdami zalśniły w przezroczu:
to stałaby się błękitów opona
jako kopuła lita z gwiazd sklepiona
choć w nieskończoność ciągną się błękity.
Oczyma się patrzące w niebo
omdlałem-
modlitwę ich przedśmiertna ucho moje słyszy,
pożegnanie i razem powitanie ziemi
Gdybyśmy tak umierać mogli, jak te kwiaty
ziemie żegnać i ziemie wraz witać rodzice,
a nie jakieś zaziemskie gdzieś przeczuwać
błędnym wzrokiem w straszliwe światy patrzeć tajemnice.
Gdyby ból każdy w ludzkiej piersi skryty,
jedne litości łże wycisną z oczu
a łzy gwiazdami zalśniły w przezroczu:
to stałaby się błękitów opona
jako kopuła lita z gwiazd sklepiona
choć w nieskończoność ciągną się błękity.