Nawet Aladyna dziwy,
Wszystkie moce sztuk straszliwych
Nie zdołały nigdy stworzyć -
W śnie czy w jawie - takiej wizji.
Nawet Jan, apostoł święty,
Co na Patmos, w samym wirze
Swojej męki, widział siedem
Złotych świątyń, zbudowanych
W głębi nieba - nawet on
Nigdy w życiu swym nie stanął
Pod sklepieniem takich gmachów.
I ujrzałem - spał tam ktoś
Na marmurze zimnym, nagim,
A spienione fale morza
Jego stopy obmywały
I płaszcz biały się szamotał
Wśród posępnych skał, a w górze
Bujne włosy drżały w wietrze.
"Gdzie ja jestem? Kim tyś jesteś?" -
Tak szepnąłem, dotykając
Głowy ducha. - "Kim tyś jest?
Czyj ten pałac?" - I pragnąłem
Ucałować jego rękę,
By rozewrzeć jego oczy.
Więc się zbudził dziwny duch
I rzecze: "Jam jest Lycidas,
Sławny w żałobnych balladach.
A pałac ten wzniósł swą mocą
Potężny Król Oceanu.
Tu jego wody ogromne
Głuchą organów muzyką
Dudnią. I płynął tu zewsząd
Płetwiste pielgrzymy, delfiny,
W pyszczkach swych perły niosą,
By składać dary i hołd.
Niejeden dzisiaj śmiertelny,
Zuchwały człowiek śmie wkroczyć
I dotknąć dłonią bezbożną
Świętej Katedry Morza.
Jam był najwyższym kapłanem,
Gdzie wody nieukojone
Łomoczą ciągle, gdzie zamieć
Ptaków, skrzydłami szumiąca,
Wzbija się w górę. Proteusz
Pomagał mi w tajnych obrzędach
Święty nasz ogień ukryłem
Przed wzrokiem ludzi śmiertelnych.
Lecz oczy ich nierozumne
Zdołały jednak się przedrzeć
Poza skalistą tę bramę,
Więc już na wieki opuszczę
Przybytek splamiony, roztrwonię
Przepych tutejszych tajemnic.
Teraz dla głupców otworem
Stoi świątynia, dla kutrów
Rybackich, dla modnych łodzi.
Krawaty widzisz, spódniczki
W świątyni morskiej. Więc morze
Zgruchocze ją. Jego chwała
Nie będzie kręcić się w rytm
Modnego tańca" - rzekł duch.
I spojrzał na mnie. I runął
W tę ciemną głąb!
[1818 - 19]
Wszystkie moce sztuk straszliwych
Nie zdołały nigdy stworzyć -
W śnie czy w jawie - takiej wizji.
Nawet Jan, apostoł święty,
Co na Patmos, w samym wirze
Swojej męki, widział siedem
Złotych świątyń, zbudowanych
W głębi nieba - nawet on
Nigdy w życiu swym nie stanął
Pod sklepieniem takich gmachów.
I ujrzałem - spał tam ktoś
Na marmurze zimnym, nagim,
A spienione fale morza
Jego stopy obmywały
I płaszcz biały się szamotał
Wśród posępnych skał, a w górze
Bujne włosy drżały w wietrze.
"Gdzie ja jestem? Kim tyś jesteś?" -
Tak szepnąłem, dotykając
Głowy ducha. - "Kim tyś jest?
Czyj ten pałac?" - I pragnąłem
Ucałować jego rękę,
By rozewrzeć jego oczy.
Więc się zbudził dziwny duch
I rzecze: "Jam jest Lycidas,
Sławny w żałobnych balladach.
A pałac ten wzniósł swą mocą
Potężny Król Oceanu.
Tu jego wody ogromne
Głuchą organów muzyką
Dudnią. I płynął tu zewsząd
Płetwiste pielgrzymy, delfiny,
W pyszczkach swych perły niosą,
By składać dary i hołd.
Niejeden dzisiaj śmiertelny,
Zuchwały człowiek śmie wkroczyć
I dotknąć dłonią bezbożną
Świętej Katedry Morza.
Jam był najwyższym kapłanem,
Gdzie wody nieukojone
Łomoczą ciągle, gdzie zamieć
Ptaków, skrzydłami szumiąca,
Wzbija się w górę. Proteusz
Pomagał mi w tajnych obrzędach
Święty nasz ogień ukryłem
Przed wzrokiem ludzi śmiertelnych.
Lecz oczy ich nierozumne
Zdołały jednak się przedrzeć
Poza skalistą tę bramę,
Więc już na wieki opuszczę
Przybytek splamiony, roztrwonię
Przepych tutejszych tajemnic.
Teraz dla głupców otworem
Stoi świątynia, dla kutrów
Rybackich, dla modnych łodzi.
Krawaty widzisz, spódniczki
W świątyni morskiej. Więc morze
Zgruchocze ją. Jego chwała
Nie będzie kręcić się w rytm
Modnego tańca" - rzekł duch.
I spojrzał na mnie. I runął
W tę ciemną głąb!
[1818 - 19]
przełożył Zygmunt Kubiak