Witamy w Czytelni – przestrzeni dla twórców i pasjonatów literatury!

Czytelnia to miejsce, gdzie poezja i proza spotykają się z sercami odbiorców, a słowa zyskują nowe życie. To tutaj każdy może opublikować swoje wiersze, opowiadania czy fragmenty powieści, dzieląc się swoimi emocjami, przemyśleniami i artystycznymi wizjami. Niezależnie od tego, czy jesteś doświadczonym pisarzem, czy dopiero stawiasz swoje pierwsze kroki w literackim świecie, Czytelnia jest otwarta na Twoją twórczość.

Zapraszamy do odkrywania różnorodnych tekstów, komentowania i inspirowania się dziełami innych autorów. Wywrota od lat łączy ludzi, których łączy pasja do słowa pisanego – dołącz do naszej literackiej społeczności i pozwól, by Twoje słowa zainspirowały innych!

Czytelnia - najnowsze teksty

Cnota

S. J. K.

Nigdy nie umarłbym
Za człowieka.


Na naostrzone bagnety,
Na włócznie i kilofy obmyte w truciźnie
Wrzuciłbym swego ducha jedynie
Za mundur,
Promień Słońca na matowiejącej powiece
I za świadomość
Ostatecznego końca
Mojego ciała.


Za ostateczną świadomość tego,
Że nigdy już nie pocałuję, nie dotknę, nie musnę.
Bo dziś – krztusząc się własną juchą,
Z przebitym jelitem
I zbitym szklanym płucem
Umieram –
Twarz naśladuje pył,
Okruchy i odłamki.


O niczym innym nie marze
Jak tylko, żeby
W ostatnim momencie,
W finale, w epilogu
Stać się rzeczą 
Piękną – 
Mozaiką,
Co kiedyś walczyła za Naród.

Oceń ten tekst
S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 14 września 2024
anonim

Przed godziną

S. J. K.

W nocy, wieczorem,
Bolą mnie trzy dolne zęby.


Ale zaciskam zęby.
Idę spać.


Każdej nocy prawie,
W prawie każdy wieczór,
Przychodzi mi do pokoju
Zły omen, lecz nie duch – 
A nawet jeśli już,
To taki ubrany 
W skórę i kości.


On podchodzi,
On węszy,
On zbliża się... 


On głaszcze, on... 
Dotyka –
A ja nie drgnę nawet
Mimo, że płonie we mnie Guernica.


I tak mija godzina.


On wychodzi.


Jest środek nocy,
A z pokoju...


Z pokoju wychodzi mój rodzic.

Oceń ten tekst
S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 14 września 2024
anonim

Wyznanie grafomana

S. J. K.

Chciałbym mieć coś,
Co pisać mi zabroni;
Mieć coś,
Co wyzwoli spod stali, pióra terroru;
Mieć coś, 
Co łańcuch kruchy, a jednak wciąż u knykci zawieszony twardo,
Odepnie od ów podłego uczucia (i ów potrzeby podłej),
I wrzuci go w podziurawiony, ropiejący kosmos,
Gdzie będzie dryfował samotny przez wieczność,
Pozwalając mi wreszcie
Ulecieć w górę,
Wysoko.


Tak...
To by chyba było...
Istne błogosławieństwo...


Chciałbym przestać robić,
To, co właśnie robię;
Chciałbym, jak nic w świecie,
Kałamarz cisnąć o ścianę,
Przełknąć ości tkwiące mi w gardle, 
By zrobić tam miejsce – na kującą trawę;
I gdzieś pośród tego
Dwie zielone kulki –
Po jednej w każdym rękawie.

 

Oceń ten tekst
S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 14 września 2024
anonim

Z ikry

S. J. K.

Wyschło źródło.
My – ryby,
Rzucamy się po mokrym piasku
W rozpaczliwej próbie sięgnięcia płetwami
Po białe gołębie,
Trzymające w swych szponkach
Nasze czerwone, niebieskie i kwaśne oddechy.


Potrzebujemy powietrza,
Ale panikujemy i wciąż oddychamy – jakby nigdy nic;
Jak gdyby sieci suszy i łańcuchy bezkresnego lądu
Nie sprawiły wcale, że wszyscy jesteśmy (i pozostaniemy) 
Przypięci do ziemi tego nieskończenie suchego cmentarza – 
Więzienia naszych śliskich ciał, 
Z których powyrywano nam nasze nieme serduszka.


Nasz rybie serca
Swym biciem naśladują teraz
Trzepot skrzydeł mew-złodziejek-oszustek
Zwiedzionych prymitywnym kusicielstwem,
Wizją chwycenia za srebrną otoczkę
Mięśni sercowych, tętnic i żyłek,
Oddechów naszych
Czerwonych, niebieskich i kwaśnych.


Biada im,
Biedne one –
Mewki-złodziejki-naiwne;


Bo już zaraz,
Już za moment,
Te drobne, skrzydlate 
Kafelki marmurowe,
Jeden po drugim,
Drugi po czwartym,
I szósty po piątym,
Staną się pługiem ciągniętym 
Przez zagłodzone osły
Pianisty-dandysa z Cadaqués.


Klawiszowe pługi
Ciągnięte przez błotniste nieczystości hotelowych pokoi,
Grzęzawisk, bagien i mokradeł rzymskich łaźni.


Ach, jak bardzo biedne są one!

 

Oceń ten tekst
S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 14 września 2024
anonim

Dla Niej

S. J. K.

Bo kto nie kocha
temu umierać nie szkoda.
 
Bo kto nie kocha,
lub kto nigdy nie kochał,
ten nie wie,
co to znaczy stracić.
 
Czy ty kochasz?
Ja nie kocham.

 

Oceń ten tekst
S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 14 września 2024
anonim

Dla Niego

S. J. K.

I nawet jeśli kochać
znaczy się odradzać,
i za każdym razem umierać,
ja kochałbym Cię nadal,
nawet gdybym
sto żyć przeżył
i w każdym z nich Cię stracił.
Oceń ten tekst
S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 14 września 2024
anonim

Księga Rodzaju 2,21-25

Potencjan Bratnicki

"Wtedy zesłał Pan Bóg głęboki sen na człowieka tak, że zasnął" Czyli wtedy wyłączył Wszechmogący Bóg ukształtowany funkcjonalnie wewnętrzny rodzaj informacji - mózg z obsługi procesów informacyjnych. Ukształtowanych funkcjonalnie rodzajów informacji odbywających się u człowieka - rodzaju informacji w formie energetycznej we wszechinformacji, ze zdolnością percepcji ukształtowanego funkcjonalnie rodzaju informacji - mózgu w czasoprzestrzeń, w której odbywa się holograficzne kodowanie informacji. Wszelkich wydarzeń z fonią, wizją w trójwymiarowym barwnym obrazie oraz myśli, słów i czynów, bo rzekł człowiek: "Ta dopiero jest kością z kości mojej i ciałem z ciała mojego" (Rdz.2,23) Naukowe badania z pogranicza śmierci klinicznej Raymonda Moody i parapsychologia - percepcja pozazmysłowa. Wskazując że mózg ma zdolność percepcji w czasoprzestrzeń." Potem wyjął jedno z jego żeber i wypełnił ciałem to miejsce" Czyli potem po wyłączeniu ukształtowanego funkcjonalnego rodzaju informacji - mózgu wyjął jedno z jego żeber - ukształtowany funkcjonalnie rodzaj informacji i wypełnił ciałem - funkcjonalny rodzaj informacji w tym miejscu. " A z żebra, które wyjął z człowieka ukształtował Pan Bóg kobietę i przyprowadził ją do człowieka " Czyli z żebra - ukształtowanego funkcjonalnie rodzaju informacji, które wyjął z człowieka - rodzaju informacji. Ukształtował Wszechmogący Bóg kobietę - funkcjonalny rodzaj informacji i przyprowadził ją do człowieka - rodzaju informacji w formie energetycznej we wszechinformacji. Wtedy rzekł człowiek: Słowo, dźwięk, wibracja-nośnik informacji zakodowany w czasoprzestrzeni: Ta dopiero jest kością - ukształtowanym funkcjonalnie rodzajem informacji z kości moich - ukształtowane funkcjonalnie rodzaje informacji i ciałem-funkcjonalny rodzaj informacji z ciała mojego - funkcjonalny rodzaj informacji mojej. "Będzie nazywać się mężatką, gdyż z męża została wzięta" "Dlatego opuści mąż ojca swego i matkę swoją i złączy się z żoną swoją i staną się jednym ciałem" - jeden funkcjonalny rodzaj informacji w formie energetycznej we wszechinformacji. A człowiek - ukształtowany funkcjonalnie rodzaj informacji i jego żona - ukształtowany funkcjonalnie rodzaj informacji, byli obaj nadzy, lecz nie wstydzili się, bo byli w systemie duchowo - informacyjnej całości. Wzajemnych oddziaływań informacyjnych wszelkich rodzajów informacji ze wszechinformacją. Odbywających się bez zakłóceń (Rdz.2,21-25)

Oceń ten tekst
Potencjan Bratnicki
Potencjan Bratnicki
Opowiadanie · 14 września 2024
anonim

świata bieg

LydiaDel

 

nic nie dzieje się bez powodu 

wszystko ma swój sens

słońce wschodzi co dzień rano

rozjaśniając nocy mrok

 

nic nie dzieje się nadaremnie 

wszystko ma swój cel 

każdy uśmiech, każda łezka

jest życiowym logo 

 

nic nie dzieje się mimowolnie 

wszystko ma swój czas

co pochopne bezowocne  

pozwól myślom dojrzeć 

 

nic nie dzieje się samoczynnie 

przędź sam losu nić 

prostuj kręte drogi życia 

odważnie, rozsądnie

 

cienie przeszłości uczą mądrości

postęp dojrzewa w blasku przyszłości

 

 

Oceń ten tekst
LydiaDel
LydiaDel
Wiersz · 14 września 2024
anonim

Kąpiel

Marek Jastrząb

 

Kiedyś godne zazdrości kobiety, dawno temu ogniste dziewczyny, podlotki z własnymi zębami, rozpaplane w botanicznych ogrodach, przepojone młodością i ochotą na zmierzenie się z życiem, wypełnione planami, zajęte beztroskim chodzeniem na randki z „tysięcznym jedynym”, płaczące, niekiedy bez powodu, a niekiedy z powodem, którego już nie pamiętały, korytarzem, prosto w objęcia łazienki, rykszami na kółkach, mknęły babcie.

 

Okryte frotowym ręcznikiem, drżące z zimna, siedziały przy wannie, czekając na kąpiel i być może po raz pierwszy w życiu czuły się jak królowe; być może nikt przedtem nie dbał o nie tak.


Ich młodość przeszła za szybko. Zamiast życia miały próby ogniowe i skąpe szczęście na wykoślawionych koturnach. Zanim zdążyły naistnieć się do syta, spadły na nie zadania ponad wszelką wytrzymałość. Skończyła się ich poezja i bujanie w obłokach, ogrody i marzenia o chłopakach, a zaczęły pieluchy i bóle stawów. Zaczęły wędrówki po utrapieniach i włóczęgi po codzienności.

 

Oceń ten tekst
Marek Jastrząb
Marek Jastrząb
Opowiadanie · 14 września 2024
anonim

Jest reakcja łańcuchowa...

Irena Świerżyńska

ważny

pewny

 

pędzi pędzi  - bez trzymanki

koła  kręci

 

tyle tego...

 

jaźń się gubi

rozszczepienie i ogniwo z hukiem pęka

 

i...

 

reakcja łańcuchowa - otwiera nowe

 

pejzaże...

Oceń ten tekst
Irena   Świerżyńska
Irena Świerżyńska
Wiersz · 14 września 2024
anonim

Sentyment pochodzenia

Krzysztof Wesołowski

Znam pewien taki o niezwykłej historii szanowany kraj 

Gdzie bujne łąki są najzieleńsze a gleba obficie plenna

Gdzie nad rozciągniętym Bałtykiem widnieje jego skraj

A suwerenność jest jak rozchodzona ścieżka kamienna

Gdzie włości dla podróżnych bocianów brzemienny raj

Gdzie dla poczętego zarodka tradycja Mieszka rdzenna

Gdzie metalowe trąby wybrzmiewają głośno trzeci maj

Gdzie przez sto dwadzieścia trzy lata była krata okienna

 

Czy wiecie zatem cóż to za krwawego poświęcenia kraj ?

Czy już do reszty wasza pamięć o nim jest głęboko denna...

 

 

Oceń ten tekst
Krzysztof Wesołowski
Krzysztof Wesołowski
Wiersz · 14 września 2024

Pamiętny dzień męstwa i chwały

Krzysztof Wesołowski

I

 

W zaiste uroczystym dniu jedenastego listopada 

Wszyscy bez wyjątku zawieszamy białoczerwone flagi 

Widać z okien balkonu jak równo maszeruje defilada

Na wielką cześć pozbycia się na stałe wojennej plagi

 

II 

 

Dziś przejrzyście prześwituje nam na czerwonym tle godło

Już dawno porzuciliśmy wszelkie smutki w głębokim dole 

Teraz twardo trzymamy się tego co nas do wolności wiodło

Karkołomnie udało się nam wywieść nieprzyjaciela w pole 

 

III

 

Nie złożyliśmy żadnej broni mimo stanowczego naporu

Do samego końca wierzyliśmy że opatrzność nam dopomoże

Dopóki przejawiamy w sobie odrobinę odwagi i honoru

Nigdy nie pozwolimy aby wróg założył nam na głowę obroże !

 

IV

 

Zatem radujmy się tymże wspaniałym dniem ponad miarę

Bo odzyskaliśmy z powrotem swoje ojczyste progi

Choćby na moment nie zwątpiliśmy w braterską wiarę

Pomimo trwającej wiele lat najkrwawszej trwogi

 

 

Oceń ten tekst
Krzysztof Wesołowski
Krzysztof Wesołowski
Wiersz · 13 września 2024

Szachy

Marek Jastrząb

Przychodził do mnie co środę, pogrywał ze mną w szachy, wędrował po planszy misternymi figurkami ze słoniowej kości, rzeźbiarskimi robotami człowieka o zapomnianym zawodzie artysty, figurkami z czasów domu pełnego ludzi. Narzekał na drożyznę i narowiste żylaki, podekscytowany czymkolwiek, sąsiadami za żywopłotem, napadowymi odwiedzinami rodzinki.

 

Jego przewrażliwienie było niebezpieczne. Nigdy się nie wiedziało, gdzie i czym się skończy, niedostrzegalnym westchnieniem, wzrokiem pełnym wyrzutu, czy namiętnym wybuchem prowokującym do rozmowy o nieokreślonych parametrach. Najniewinniejszy motyw mógł ulec rozwinięciu i był w stanie przerodzić się w atak. Należało przy nim trzymać się na szpic, nie trajkotać, gdy rozważał następny, desperacki manewr, obronę konia i tak spisanego na konserwy i obierał taktykę do przewidzenia przez początkującego, trzeba było pilnować języka, by nie palnąć czegoś do żałowania i wykreślania z pamięci, nie sprzeciwiać mu się, gdy pomylił pola, wieżę z gońcem lub hetmana z królikiem, co najwyżej powiedzieć mimochodem, patrząc na wierzchołki drzew, na drogę przed domem, suchą jak pieprz i pustą od lat, markując wycieranie nosa, że błądzenie jest rzeczą ludzką.

 

Wypadało, bez popędzania i daremnych komentarzy, poddać się losowi, płynąć z prądem zdarzeń, ścierpieć wahliwe borykania się z kuszącymi ewentualnościami, jego śmieszne i denerwujące bębnienie cybuchem o blat w trakcie straceńczego wykonywania posunięcia, podczas chwytania byka za rogi, w samobójczym raz kozie śmierć, być pomiędzy jego kunktatorskimi wahaniami się nad byle ruchem, na którego urzeczywistnienie każdy dobry szachista, nie zaś marny grajek od święta, przeznaczyłby pół sekundy automatycznego myślenia, podczas gdy on przewlekał go, celebrował w usypiającą nieskończoność. Trzeba było wytrzymywać jego nerwowe wiercenie dodatkowej dziury w porciętach, manifestacyjne chwianie się to w przód, to do tyłu, zafrasowane drapanie po wypłowiałej czaszce, rozpraszające łomotanie byle czym o byle co i zacieranie wątrobianych rąk. Toteż ze skrzętną uwagą słuchałem jego łacińskich przysłów i udawałem, że są odpowiednie do sytuacji na szachownicy.

 

Ale choć irytował mnie powolnością najprostszych poruszeń, niezmiennie dwie, partia i rewanż, te nasze nawykowe pojedynki, były niepisanym, a uświęconym sposobem dawania świadectwa o tym, co przeszło, sentymentalnym, ckliwym być może, ceremoniałem jednak trwałym i należącym wyłącznie do nas.

*

Gdy byłem obok niego, wydawało mi się, że już bym nie potrafił się z nim nie spotykać, nie mógłbym sam uporać się ze swoim opuszczeniem i pustką milczącego domu, nie umiałbym spokojnie przejść z dużego pokoju do kuchni wiedząc, że jeszcze w środę rozmawiałem z nim, żartowałem, a w piątek zawiozą mnie na jego pogrzeb.

 

Oceń ten tekst
Marek Jastrząb
Marek Jastrząb
Opowiadanie · 13 września 2024
anonim

Niebo numer 24

S. J. K.

Będziemy zszywać chmury

Ziarnem sypać na sarnie drogi

Zagrody będą bramami świtu

A siano będzie lekkie jak wszystkie inne metale:

Zmieniaj się, zrzucaj się na mnie

Bo oto jest Niebo, oto jest Ono

 

Lustra będą miały kwiaty

I kwas w mózgu będzie chlustał

Sadza będzie walutą

Wojny będą bliznami cienia:

Idź, uciekaj, raus

Bo to właśnie będzie Niebo

Oto właśnie Ono idzie wzdłuż

 

Rzeki będą moje

Powieki będą twoje

Aż podzielimy się brzegiem

I znikniemy za horyzontem

Rozdziału poczytnej japońskiej powieści:

Tak właśnie wygląda Niebo

Bo o to właśnie chodzi w religii:

 

Zmieniaj się, bo to o Nieskończoność chodzi

Więc idź, więc idź, więc idź...

Oceń ten tekst
S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 13 września 2024
anonim

Zuzannie

S. J. K.

Proszę, nie rób smutnej miny:

Nie ma w tym niczyjej winy,
Nie ma pętli na mej szyi –
Jeszcze się więc zobaczymy.

 

Ciągnie mnie tam, do tych błoni,
Niemniej miększych od twych dłoni;
Niejedni tam składali głowy,
By wyglądać jak anioły.
Możesz iść i też zobaczyć
To, co trudno wytłumaczyć,
Mi, poecie z Świętej Góry,
Który wszczynał awantury –
Serca twego uwertury;
Grzmiały te aż po saturny
Otwierając uczuć trumny,
Te przykryte i zalane,
Żwirem żalu przysypane,
Z których dźwięki niesłyszane
Mogły pewno uratować
Dawne prawdy zapomniane.

 

Będę ślepcem pod przykrywką,
Zatem zlituj się nad Czasem,
Głupcem tym, co włada lasem;
Ja wiem, dzieli on, to jasne,
Jednak to, co sobie bratnie,
Wejdzie w tan gdzieś, po północy –
Wtedy Pan Czas będzie obcy
I będziemy tańczyć tango
W swych ramionach całkiem nago:
Gracja jego będzie mantrą,
Tak jak prawda – zapomnianą,
W białe wiersze przyodzianą
I daleką mi jak Gabon.

 

W słońcu będzie miłość płonąć, 
Jak rumieniec mój przed szkołą,
Gdzie chodziłem tylko po to,
Żeby piękność twą móc chłonąć,
Licząc czasem cicho w duszy,
Że się kiedyś dam pochłonąć.
Ale koniec, to nie wyszło,
Co przyjść miało dawno znikło
Odpływając w głąb z ławicą
Na spotkanie z łez ulicą.

 

Mgły rozstawia dla mnie przyszłość:
Są tak lekkie, niby ości... –
Dom zbuduje ci z tych kości!
Potem, proszę, zaproś gości,
Biesiadujcie aż do późna,
Aż rozkwitnie twa nasturcja
Posadzona w glebie wspomnień,
Gdzie się żarzy blady płomień,
Piasek parząc, czyniąc lustrem.
Wystaw je na swym kobiercu
I pamiętaj, że po deszczu
W gajach ptaki nam śpiewają,
Nic nie boli ani jątrzy,
Bo to gra posłaniec Boży,
Co przychodzi, puka w okno,
Szepcze cicho, choć ochoczo,
Ale ty go już nie słyszysz –
Teraz dyszysz, potem milczysz
I zasypiasz tuż koło mnie,
Myśląc: "Anioł mój jest bliski".
Nie ten z Niebios, ten mniej czysty,
Ten, co pieśń ci tę przynosi
Byś nazajutrz mogła pościć –
Za szkłem szukać szczęśliwości.
Lecz gdy w chmurach się zjawiłaś
Prawdę wtedy zobaczyłaś
I wiedziałaś już, że szczęście
Będzie drżało w twojej ręce –
Biedne chuchro, biedny ślepiec
Z gliny lepił ci nadzieje;
Lecz to teraz stare dzieje,
Wrzosowisko nie istnieje...

 

Ja wiem dobrze – nie zapomnisz, 
Czasem jeszcze tylko wspomnisz;
Może wtedy też i wstąpisz
Tu, w ten wiersz tchniony nostalgią,
Tą cudowną czarną magią,
Która zbliża cię do noża,
Choć na prawdę jest to zorza,
Co ma nieść cię nad błękity,
Goić rozpostarte żyły
I przybliżać ciebie tam, gdzie
Ja cię zabrać nie umiałem,
Chociaż wiesz jak bardzo chciałem,
Maniakalnie próbowałem.
Ale koniec, to nie wyszło,
Teraz czeka grzęzawisko
Letnich wspomnień kolorowych
Z mojej winny łzami chrzczonych.

 

Jestem tylko cieniem duszy,
Co przyczynia się do suszy,
Ale ty mnie pokochałaś –
Spośród chwastów wyskubałaś;
Pokazałaś mi, że mogę,
Teraz więc i ja pomogę,
Bo przed siebie wskaże drogę.
Na jej krańcu się spotkamy
I jak w maju pogadamy:
Znowu będziesz ze mną blisko,
Znowu będziesz widzieć wszystko –
Znowu będzie wrzosowisko!
Wiemy dobrze – będzie dżdżysto,
Ale dla widzenia warto.
Pieczęć zawsze musi przylgnąć,
Niczym kurze do pstrych listów
Lub jak topór myśliwego
Do pnia drzewa cedrowego.

 

Jestem widmem twojej duszy
Pośród białych, białych bluszczy;
Ty zaś moim kandelabrem,
Co mój płomień trzyma równo.
Będę trwał pod twoim szarmem,
Choć nam msza nie będzie dana –
Ja cię widzę, nosisz welon,
Dobre życie masz za oknem,
Drogę ci oświetla neon:
To już koniec, machasz ręką –
Wchodzisz teraz w nowy eon.

 

Chcę mi się powiedzieć "ale",
Ale po co? – jest wspaniale:
Ty odchodzisz, ja zostaję;
To już koniec, zaraz zgasnę.

 

Och, jak miło 
Się żegnać
W ten sposób,

 

Zuzanno...

 

Oceń ten tekst
S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 13 września 2024
anonim

Koniec

S. J. K.

Koniec
Dziękuję ci za wszystko

 

Więcej mówić nie trzeba
To już przecież nie-poezja


Ty mówisz, że nie
Ja mówię, że wiem
I tu nasza historia
Kończy się

 

Ja chcę cię, a ty mnie nie
I wiem dobrze, że to jest źle
Pisać teraz o tym wiersz
Zamiast 'prostu ruszyć się
By zetrzeć z twarzy resztkę łez

 

Ale nie chcę kończyć jeszcze
Chcę zatrzymać cię dla siebie
Tulić to, co niemożebne
Ogrzać to, co w słowach ciernie

 

Choć to będzie życie w błędzie
Chcę cię zanieść tam gdzie węże 
Trzymać ponad łuską bladą 
Patrzeć wtedy jak wzlatujesz
Bądź jak włosy przeczesujesz

 

Niech mnie kąszą biesy, trutnie
Co mi z tego, gdy ty w ustach trzymasz lutnie!

 

Ale to skończone już
W błękit wzniósł się czarny kurz
Nikt nie znajdzie naszych dusz

 

Nie ważne co bym zrobił
Nie będę w twoim typie
Pośpieszyłeś się, i tyle

 

Ty byłeś snem, a ja koszmarem
Czas się przebudzić i zacząć żyć dalej

Oceń ten tekst
S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 13 września 2024
anonim

Ognik

S. J. K.

Nie,
Już nie mogę dłużej:
Przepraszam... –
Iść muszę, iść muszę...
Może gdzieś tam, na polanie,
Znów odnajdę swoją duszę...
 
Nie,
Już nie mogę krócej:
Przepraszam... –
Iść muszę, iść muszę...
Może gdzieś tam, na polanie,
Raz ostatni dotknę ramie
Marmurowe, wonne, gładkie,
Co przytuli, sparzy żarem –
Będę dla niej woskiem białym,
Ona zaś mym kandelabrem.
 
Co by więc dziś miało nie być –
Czas beze mnie musisz przeżyć,
Bo już nawet spać nie mogę,
Bo w tym świecie już jedynie
Tylko miotę się i miotę,
Tak dokładnie jak ta mysz,
Co to jej zabrali miotłę.
 
Tak więc siedzę nagi w sobie,
Siedzę w skórze swej i tonę,
Wszakże Ducha swego gonię,
Jak dmuchawce przez manowce
Po wichurze-samogonce
Mocnej jak z Brazylii pnącze:
W pył przepadam,
Gasnę w łące,
Gdzie nie znajdzie mnie już słońce
Ani gwiazd astralnych gońce.
 
Ach, by uporać się z wichurą...
Za ten konspekty to bym nawet...
Oddał spacer ze Stachurą!
 
Nie, 
Już w ogóle nie mogę:
Zbyt mocno zżagliłem się w sobie...
Serce me jest krowie,
A ja zamknąłem stodołę –
Na spust.
A spust – do ust,
Aż luz!
La luz, la luz, la luz...
Lub nóż – do ust...
I chlust!
Aż luz!
La luz, la luz, la luz...
 
(Już zaprzęg goni
Mój anioł-stróż,
W mig z aureoli
Strzepuje kurz)
 
Serce me jest krowie,
Bo ryczy samotnie w stodole,
Wie, że na ubój pójdzie,
A każda łata jego
W mięsnej przepadnie grudzie,
Bo już nawet kochać nie mogę
W świecie tym już tylko
Brodzę, tylko brodzę.
W jaskrawości świstów błądzę,
Jak po wuja samogonce:
Zakręciłem się...
A teraz leżę w rosie,
Pod purpurowym niebem,
Gdzie lis chłosta mnie swoim rzemieniem...
A ja go poganiam ręką –
Bo do rzeźni iść mi prędko!
 
On daje nogę,
Lecz ja – 
Ja wstać nie mogę...
Poczekam więc tu trochę
I pożuję słomę,
I będę myślał sobie,
Że wraz ze słońcem,
Jak jutrzenka spłonę:
Ognikiem będę 
W sperlonej rosie,
A świat zapomni
O moim głosie,
Jak o piku w tali asów,
Jak o lisie z chaszczy lasów,
Jak o słowach i o tańcu,
Gdzie i ilu było powstańców,
Za co krew ci przelewali,
Komu listy swe pisali,
Kogo w usta całowali,
Komu ręce tak ściskali
(Te szkarłatno-szklane ptaki...),
Gdy od kuli pikowali –
Dom z gałęzi opuszczali,
Od bezbrzeży odbijali.
 
Czy to duzi, niscy, mali,
Czarni, biali, czarno-biali:
O tym wszystkim się zapomni,
Bo to wszystko będzie ognik,
Co w rosiczce tańczy walca,
Wewnątrz ów dzikiego chwasta,
Gdzieś w ogrodzie, gdzie hula szarańcza.
 
(Już zaprzęg goni
Mój anioł-stróż,
Słyszę jak dzwoni,
Jak jest już tuż-tuż)

 

Oceń ten tekst
S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 13 września 2024
anonim

Lustro

S. J. K.

Przykrywasz obrusem szkielet
swojego małżeństwa
matko-madonno brzemienna

 

Przykrywasz łzami trupa
swojej jedynej szansy na kochający dom
matko-madonno brzemienna

 

Przykrywasz uśmiechem zgon
swojej młodości prężnej jak koń
matko-madonno brzemienna

 

Przykrywasz ręką me uszy
bym nie słyszał ojcowskiego głosu
Przykrywasz ręką me usta
bym nie wyrzekł słów obronnych
Przykrywasz ciałem me ciało
bym nie widział ręki-toporu i ciebie-sosny
matko-madonno brzemienna

 

Przykrywasz obrusem szkielet
swojego małżeństwa
pijesz herbatę
teściowej podajesz śledzia
matko-madonno brzemienna

 

Przykrywasz Świętami swój smutek-ciało
myśląc, że co przedwczorajsze pójdzie w zapomnienie
matko-madonno brzemienna (przepraszam, że zostałem poetą)

 

Przykrywasz uśmiechem życie-łzy
moje, swoje i juniora
matko, madonno, lustro

 

Oceń ten tekst
S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 13 września 2024
anonim

Skamielina

S. J. K.

Dotyk

Dotknij
Dotknij mnie, proszę
Wyrzuć wzniosłe słowa
i zbliż ku mnie Swoje ramiona

 

Ale nie, nie...
teraz tylko się łudzę
bo wiem...
Już wiem, że nikt mnie nie zechce
nikt mnie nie podniesie, nie weźmie na ręce
już żaden Ktoś nie spojrzy 
na me ciało w podzięce

 

I jakie to wszystko gorzkie, kiedy
ci, którzy wtedy mnie mieli
teraz się wydają
tak bardzo, bardzo odlegli
jakby nigdy nie istnieli
jakby niczego co moje
nawet zobaczyć nie chcieli

 

A teraz ze świadomością żyję
że już nigdy
w niczyich ramionach się nie rozpłynę

 

w niczym sercu – jak motyl w żywicy
jak ogień we włosach upadłej grzesznicy –
nie zastygnę, nie spłonę, nie zamilknę

 

nie zmienię się w piękną bursztynową skamielinę

 

Oceń ten tekst
S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 13 września 2024
anonim

możemy

S. J. K.

możemy
łapać się za miejsca
ciągnąć za włosy
przylegać ciało z ciałem
nagie
usta do ust przykładać
i śmiać się
i kochać się
i dużo się kochać
i wiele się kochać
i bardziej się kochać
dorośle się kochać
lub jak dzieci się kochać
wbrew rodzicom się kochać
wbrew szkołom się kochać
wbrew kościołom się kochać
wbrew niebom się kochać
wbrew czyśćcom się kochać
wbrew piekłom się kochać
delikatnie się kochać
powoli się kochać
lub mocno się kochać
i szybciej się kochać
by żwawiej się kochać!

 

dla Miłości ratowania

rzućmy się w ten wir kochania!

możemy też
nie kochać się wcale
a nadal się śmiać
i nadal przylegać
ciało do ciała
nagie
usta do ust
palce do palców
palce do włosów
włosy do włosów
ty do mnie
ja do ciebie

w niżu będziesz ze mną
w wyżu będziesz ze mną
w obłokach będziesz brodzić
w korzeniach olszych błądzić

będziesz, będę, będziemy

tylko powiedz, że chcesz
tylko powiedz, że chcesz wrócić
tylko powiedz
tylko powiedz

tylko powiedz, że chcesz

powiedz
bo możemy
och, jak możemy!
na prawdę możemy!
zaprawdę możemy!
kiedy chcesz możemy!
gdzie tylko chcesz możemy!
i w niżu możemy!
i w wyżu możemy!
i w obłokach możemy!
i w korzeniach możemy!

my wszędzie możemy!
powiedz tylko kiedy

 

Oceń ten tekst
S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 13 września 2024
anonim