Wylecieliśmy z Zurychu w dzień pogodny,
zawirowały drzewa, jeziora, dal,
Alpy, już ośnieżone, i profil ich chłodny,
a potem tylko mgła i we mgle - skrzydeł stal.
Tak samo było przed rokiem,
wtedy też nie było wiele bagażu,
ale już wtedy jasny dzień rozpościerał się mrokiem
nad jej i nad moją twarzą.
Tym razem leciałem z Majką. Bagażu jeszcze mniej.
Znikły Alpy i Niemcy. Praga...
"Jeśli grom - niech trafia mnie!..."
Przyszli celnicy. Waga.
Uważajcie, urzędy celne,
mam coś cięższego niż ołów:
szczątki śmiertelne,
garstkę popiołów.
zawirowały drzewa, jeziora, dal,
Alpy, już ośnieżone, i profil ich chłodny,
a potem tylko mgła i we mgle - skrzydeł stal.
Tak samo było przed rokiem,
wtedy też nie było wiele bagażu,
ale już wtedy jasny dzień rozpościerał się mrokiem
nad jej i nad moją twarzą.
Tym razem leciałem z Majką. Bagażu jeszcze mniej.
Znikły Alpy i Niemcy. Praga...
"Jeśli grom - niech trafia mnie!..."
Przyszli celnicy. Waga.
Uważajcie, urzędy celne,
mam coś cięższego niż ołów:
szczątki śmiertelne,
garstkę popiołów.