Nieodczuty, niewidziany, bezsłowy
Odchodzę od mojej królowej;
Jej ramiona srebrny sen obezwładnił.
W ich uścisku, wiążącym przez chwilę,
Przyzwolenia lub szaleństwa ile
Okrutnego - któż to wie, któż odgadnie?
Te powieki gładkie jak z jedwabiu!
Te wargi wilgotne, co wabią
W dojrzałej ciszy dźwięków słodkimi cieniami!
W ucho mej wyobraźni sennej
Wsączają prawdy cenne,
Że miłość nie zna pełni ani granic.
To prawda! Do czułych napomnień,
Do waszych nakazów się kłonię:
Ten słodki dzień zrodzony dla kochanków!
Nic tu już dodać nie trzeba:
Niech znów otworzą mi się nieba,
Mimo rumieńców śpiesznego poranku.
[1816 - 17]
Odchodzę od mojej królowej;
Jej ramiona srebrny sen obezwładnił.
W ich uścisku, wiążącym przez chwilę,
Przyzwolenia lub szaleństwa ile
Okrutnego - któż to wie, któż odgadnie?
Te powieki gładkie jak z jedwabiu!
Te wargi wilgotne, co wabią
W dojrzałej ciszy dźwięków słodkimi cieniami!
W ucho mej wyobraźni sennej
Wsączają prawdy cenne,
Że miłość nie zna pełni ani granic.
To prawda! Do czułych napomnień,
Do waszych nakazów się kłonię:
Ten słodki dzień zrodzony dla kochanków!
Nic tu już dodać nie trzeba:
Niech znów otworzą mi się nieba,
Mimo rumieńców śpiesznego poranku.
[1816 - 17]
przełożyła Ludmiła Marjańska