Śmierć i spółka

Sylvia Plath

Śmierć i spółka
Dwaj, naturalnie, że jest ich dwóch
To mi się wydaje oczywiste -
Jeden z nich nie patrzy nigdy w górę, jego oczy zakryte
Wyłupiaste jak u Blake'a,

Znamiona jego są znakiem handlowym -
Blizna od sparzenia wodą,
Naga
Śniedź kondora.
Jestem dla niego świeżym mięsem. Jego dziób

Klekocze: Nie jestem jeszcze jego.
Mówi mi jak bardzo źle wychodzę na zdjęciu.
Mówi mi jak miło
Wyglądają niemowlęta w swoich szpitalnych
Lodówkach, ze skromną

Falbanką wokół szyi,
Potem z jońskimi fałdami
Ich całunów,
Na koniec dwie małe nóżki
Nie uśmiecha się, nie pali papierosa.

Za to ten drugi właśnie to robi
Jego włosy są długie i nienaganne.
Bastard
Masturbujący odblask,
Chce być kochany.
Nawet nie drgnął.
Mróz maluje kwiat,
Rosa tworzy gwiazdy,

Umarły dzwon,
Umarły dzwon

Inne teksty autora

Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath