O, nie umieraj, bo takiej odrazy
Do wszystkich kobiet nabiorę, o miła,
Że nawet ciebie przeklnę, ile razy
Przypomnę, żeś i ty jedną z nich była.
Lecz przecież umrzeć — wiem — nie jesteś w stanie:
Po naszej śmierci świat przecie nie ginie,
Jeśli zaś ciebie w tym świecie nie stanie,
Wraz z twym oddechem i on się rozpłynie.
Lub, jako dusza świata, znikniesz w niebie,
A świat zostanie jak zewłok: i wszędzie
Największa piękność — tylko widmem ciebie,
Mąż najzacniejszy — tylko czerwiem będzie.
Filozofowie, pogrążeni w sporze
O to, jak zginąć ma ten świat: azali
Nikt z was nie dociekł, że gorączka może
Być owym ogniem, który świat nasz spali?
Lecz niepodobna, byś musiała wiele
Jeszcze tak cierpieć i marnieć tak dłużej:
Brak ci zepsucia owego, co w ciele
Silnej gorączce jako opał służy.
Te fale żaru są to meteory,
Których materia wnet spłonie ze szczętem —
Za to urody twej zgodne splendory
Czystym, niezmiennym błyszczą firmamentem.
Lecz choć gorączka nie jest w stanie władać
Tobą bez końca, rozumiem ją przecie:
Bo i ja wolę godzinę posiadać
Ciebie, niż wiecznie — wszystko inne w świecie.