Powietrze i anioły (wiersz klasyka)
John Donne
Kochałem był cię już dwa lub trzy razy,
Nie znając jeszcze twojej twarzy ni imienia;
Tak w formie głosu albo płynnego płomienia
Zjawiają nam się anioły bez skazy;
Kiedym cię poznał, ujrzałem istnieniaTwego nadobne, wdzięczne i puste obrazy:
Lecz skoro dusza ma — której dziecięciemJest miłość — przez cielesne zmysły tylko działa,
Również i miłość nie zwiewnym pojęciemByć musi, ale przybrać, jak rodzic, kształt ciała:
Taką więc miłość proszę, by poznała, Kim i czym jesteś — i pozwolęWyrazić jej się w ciała twojego żywiole,
Utrwalić się w twych ustach, oku, włosach, czole.
Myślałem jednak, że skarby bogate
Twojej urody będą balastem jedynie,
Który sprawia, że statek równym kursem płynie:
Lecz obciążyłem miłości fregatę
Nadmiernie, widzę; na owej głębinieKażdy twój włos ją może zatopić; a zatem,
Gdy o miłości to jedno wiadomo,Że jej nicość ni świetność w pełni nie zawiera,
Niech — tak jak anioł, co postać widomąZ powietrza, nie tak jak on czystego, przybiera —
Miłość twa moją otoczy jak sfera; Ta sama niewspółmierność zgoła,Która dzieli powietrza czystość i anioła,
Kobiecą miłość z męską w nas połączyć zdoła.
Przełożył
Stanisław Barańczak
przysłano:
5 marca 2010