Na Boga, milcz i odczep się od mej miłości:
Kpij ze mnie, skoro do szyderstw się palisz,
Wydrwij pięć siwych włosów, podagrę, paraliż,
Pustki w sakiewce; kształć się, baw, poszerzaj włości,
Zrób gdzieś karierę, zdobądź stanowisko,
Ich wysokościom bij pokłony nisko,
W twarz króla na monetach patrz się lub bądź blisko
Prawdziwych królów; czyń wszelkie różności,
Lecz nie rusz mej miłości.
Doprawdy, któż ucierpiał od mojej miłości?
Czy od mych westchnień tonęły gdzieś łodzie?
Czy komu grunt zalały łez moich powodzie?
Czy wiosnę wstrzymał chłód ten, co mrozi mi kości?
Na listę ofiar moru czyż wpisały
Kogoś płonące w mych żyłach upały?
Żołnierz potyczki szuka, adwokat bywały -
Pieniacza, który spiera się i złości;
My - szukamy miłości.
Możesz nas zwać, czym zechcesz: potęga miłości
Czyni nas parą much, co w płomień lecą,
To znowu pożeraną przez ów płomień świecą
Lub gniazdem, w którym orzeł z gołąbką się mości.
Nawet feniksa tajemnice bledną
Przy nas, co w parze stanowimy jedno:
Obu płci naszych wspólne, neutralne sedno
Spala się i na powrót odżywa z nicości
Tajemnicą miłości.
Jeśli żyć się nią nie da, umrzemy z miłości,
I choć legendy naszej nie uczcimy
Marmurowym grobowcem, zamkniemy ją w rymy;
Choć w kronikach historia nasza nie zagości,
W strofkach mieć będzie przybytek wesoły;
Jak urna kształtna szacowne popioły
Mieści nie gorzej niźli krypty i kościoły –
Kanonizację naszą potomności
Ogłosi hymn Miłości.
Odtąd módlcie się do nas: „Wy, którzy z miłości
Pustelnią byliście dla siebie nawzajem,
Którym miłość to pasją była, to znów rajem,
Wy, coście duszę świata zmieścili w całości
W sobie, wchłaniając w oczu szklaną ścianę
(Oczu, co świat wam, jak szpiegi lustrzane,
Streszczały) kraje, miasta, dwory pozłacane:
Proście, by Bóg nam zesłał z wysokości
Wzorzec waszej miłości!
Tł. Stanisław Barańczak