Ogród w Twickenham (wiersz klasyka)
John Donne
Struty własnym wzdychaniem i zalany łzami,
Tutaj przychodzę i tu się sposobię, Aby oczyma chłonąć i uszamiBalsamy wiosny, w każdej skuteczne chorobie;
Lecz, zdrajca własny, przynoszę też w sobieMiłość, tego pająka, co mannę przemienia
W żółć; i ażeby dopełnić złudzenia,Że ogród, w którym takie czekają rozkosze,
To raj prawdziwy — węża w duszy swej przynoszę.
Lepiej mi było, kiedy mrok zimy surowej
Przyćmiewał ogród ten nazbyt uroczy, Gdy mróz na drzewa nakładał okowy,Tak iż nie mogły śmiać się ze mnie w żywe oczy;
Lecz dziś, gdy wiosna nieznośnie się droczyZ miłością, której nie chcę wyprzeć się przed nikim,
Zrób mnie, Miłości, nieczułym składnikiemOgrodu: mandragorą, która jęczy w ziemi,
Lub fontanną, płaczącą łzami źródlanemi.
Do flakonów z kryształu zbierzcie, kochankowie,
Łzy moje, które są miłości winem, A smak łez waszych bogdanek wam powie,Że wszystkie łzy prócz moich fałszywym są płynem;
Kto łzy nazywa świadectwem jedynemDuszy kobiety, ten jak gdyby z cienia
Próbował zgadnąć barwę jej odzienia.O, płci przewrotna, w której ni jednego serca
Wiernego — prócz tej, której wierność mnie uśmierca.
Przełożył
Stanisław Barańczak
przysłano:
5 marca 2010