Mistyczka Powietrze, to wytwórnia haczyków-
Pytań bez odpowiedzi,
Lśniących i pijanych jak muchy,
Których pocałunek kłuje nieznośnie
W cuchnących łonach ciemności, latem pod sosnami.
Pamiętam,
Śmiertelną woń słońca w drewnianych szałasach,
Sztywność żagli i długie słone całuny.
Jeśli ujrzało się raz Boga, jak to uleczyć?
Jeśli zostało się zawładniętym,
Bez pominięcia czegokolwiek,
Nawet palca u ręki lub nogi i zużytym,
Zużytym do szczętu w pożarze słońca, w barwach
Rzucanych przez dawne katedry,
Jak to uleczyć?
Pastylką opłatka komunii,
Przechadzką nad stojącą wodą? Wspomnieniem?
Lub zbieraniem błyszczących części
Chrystusa na oczach gryzoni,
Nieśmiałych zjadaczy chleba, tych
Których nadzieje są tak nikłe, że zapewniają im spokój-
Jak grubasce w małym, czystym domku
Pod pnącym się powojem.
Czyż wielka miłość nie istnieje, tylko tkliwość?
Czyż morze
Wspomina tego, co po nim chodził?
Znaczenie wycieka z molekuł.
Kominy miasta oddychają, okno poci się.
Dzieci rzucają się w łóżeczkach.
Słońce rozkwita jak pelargonia.
Serce, jeszcze nie ustało.
Mistyczka
Sylvia Plath
Inne teksty autora
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath