Październikowe cmentarzysko

Sylvia Plath

Widok utrwala się: skąpe drzewa
Zbierają zaszłoroczne liście, nie będą płakały, nosiły worów pokutnych, ani
zwracały]
Do elegijnych driad i twardej trawy
Straże nieczuły szmaragd ich trawnika
Jednakże górnolotny umysł może wzgardzić
Takim ubóstwem. Żaden zmarły nie płacze

Niezapominajki między kamieniami
Wyściełają tę grobową ziemię. Tu jest godziwe gnicie
rozpruwające serce, obidzierajace kość
Wolną od nieistniejącej żyły. Kiedy jeden nagi szkielet
Jest naprawdę spuchnięty, głosy wszystkich świętych opadają łagodnie:
Muchy nie oczekują żadnych zmartwychwstań w świetle słońca.

W absolutny krajobraz gap się, gap
Aż twoje oczy zamienią oślepiającą wizję na wietrze:
Jakiekolwiek zagubione duchy płoną
Potępione, wyjąc w całunach na wrzosowisku
Majaczą na smyczy zagłdzonego umysłu
Które zaludniają ogołocony pokój, pustkę, niezamieszkałe powietrze.

Inne teksty autora

Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath
Sylvia Plath