Spotkanie nazajutrz

Jan Brzechwa


Ujrzałem ją w wieczornym zamęcie,
w zawierusze wesołej zabawy,
wśród wielu obnażonych ramion,
wśród wielu twarzy, rąk i krawatów.

Przecisnąłem się do niej i zawołałem:
- Wypijmy za nasze marzenia!

W butelkach snuła się złocista mgła,
pełne mgły były kieliszki,
mgła spływała po oczach.

Pochyliłem się do jej ucha i szepnąłem:
- As kier!
Trzymałem ją za rękę, żeby nie odleciała.
Ten nocy była mgłą i ptakiem.

Godziny trącając się kieliszkami
brzęczały aż do świtu.
Ptak odleciał,
na oczach została mgła.

Nazajutrz przyszła na umówioną schadzkę.
Przyglądałem się jej z daleka,
myślałem:
- ona to czy nie ona?
Nie wiem, nie wiem...
Twarz jej wymknęła się mojej pamięci.
Stałem w oddali
i myślałem z bijącym sercem:
- Nie wiem, nie wiem...
Jak można było zapomnieć?
Poszła ulicą i zniknęła mi z oczu.

A ja kocham wciąż tę, której nie pamiętam.
Kocham daleką, zapomnianą mgłę.




Inne teksty autora

Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa