W każdej rozkoszy jest groza.
Otworzyłem pokoje,
Nie było w domu powroza,
Tylko warkocze twoje.
Bywałaś w moim ogrodzie
Przez wszystkie kwietnie letnie,
A teraz, przy niepogodzie,
Kto te wspomnienia przetnie?
Spleciony supeł miarowo
Drga na poprzecznej belce,
Nad moją schyloną głową
Wyją moi wisielce.
Najmilsza, najbielsza ręka
Pętlice zaciskała,
Ręka pachnąca i miękka,
Cała z białego ciała.
Pod płotem rośnie pokrzywa,
Złe i zawistne zielsko,
A obok obłok przepływa
Tak wolno i anielsko.
Uciekam i tam, pod płotem,
Wzdłuż i na wznak się kładę,
Pod płotem, gdzie ty potem
Zakopiesz swoją zdradę.
Wisielce na wysokości
Kołyszą się i rzężą,
Zanim odniosę ich kości
Białym i czarnym księżom.
Jak ustrzec się nienawiści,
Która co noc dojrzewa?
Jak szukać zielonych liści
Na tych uschniętych drzewach?
Warkocze
Jan Brzechwa
Inne teksty autora
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa