Wiersz powszedni

Jan Brzechwa


Kazałaś, bym sobie szedł
Gdziekolwiek bądź, na ulicę!
Poszedłem drogą mych bied
I jestem sam pod księżycem.

To jesień... to tylko deszcz
Po twarzy kroplami spływa;
Ty teraz najlepiej wiesz,
Czy będziesz jutro szczęśliwa.

Musiałem ci wydrzeć dziś
Te złe, te ostatnie słowa.
Czy ja umieram, czy liść,
Śmierć zawsze jest jednakowa.

Zachciało ci się, to masz!
Nie jesteś na świecie jedna,
Nie jedna jest twoja twarz
I blada, i zła, i biedna.

Unoszę, unoszę precz
Spłowiałe serce pod płaszczem
I czynię tę jedną rzecz,
Że myślą twe włosy głaszczę.

Odszedłem. Już nie żal mi,
A jednak mi żal na nowo,
Na nowo mi w uszach brzmi
To złe, to ostatnie słowo.

Odszedłem. I nie wiem, jak
Zostawić cię mogłem samą,
I daję rękami znak,
Że jestem tutaj, za bramą.

Wróciłem! Prędzej mnie wpuść!
To było dawno, daleko.
Ach, wyjmij, wyjmij ten gwóźdź,
Ach, podnieś to straszne wieko!




Inne teksty autora

Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa