Stały. Coś oznaczały. Samym swoim staniem
I gotowością. Każdy z nich wyniosły,
Niedostępny. Lecz był, stał, pewny niezachwianie.
Kwiat zórz różanopalcych, granatowych nocy.
Najpierw torebka nasion, różowość i lazur.
W niej - sypkość szczypty szeptu, obietnicy rychłych
Wież łubinu: erotyków przyszłego czasu,
Muśniętych niebem za to, że spod ziemi wyszły.
Pastelowość tych wież, ich stożkowatość obła!
Przez całe nasze lato, mimo groźby ścięcia,
Z każdym dniem blednąc, nie ustępowały pola.
I nic z tego nie było czymś nie do pojęcia.
I gotowością. Każdy z nich wyniosły,
Niedostępny. Lecz był, stał, pewny niezachwianie.
Kwiat zórz różanopalcych, granatowych nocy.
Najpierw torebka nasion, różowość i lazur.
W niej - sypkość szczypty szeptu, obietnicy rychłych
Wież łubinu: erotyków przyszłego czasu,
Muśniętych niebem za to, że spod ziemi wyszły.
Pastelowość tych wież, ich stożkowatość obła!
Przez całe nasze lato, mimo groźby ścięcia,
Z każdym dniem blednąc, nie ustępowały pola.
I nic z tego nie było czymś nie do pojęcia.